sowie

Basket and witches czyli sposób na uratowanie polskiej koszykówki

Ostatnio komentowane
Publikowane na tym serwisie komentarze są tylko i wyłącznie osobistymi opiniami użytkowników. Serwis nie ponosi jakiejkolwiek odpowiedzialności za ich treść. Użytkownik jest świadomy, iż w komentarzach nie może znaleźć się treść zabroniona przez prawo.
Data newsa: 2014-03-18 13:35

Ostatni komentarz: …. Bardziej zwróciłabym uwagę na brudne stopy kobiety, aniżeli na brudna sierść psa.
dodany: 2022.03.30 20:12:36
przez: Diane
czytaj więcej
Data newsa: 2020-10-20 09:42

Ostatni komentarz: super...szkoda, że nie napisałaś jaki kościół w Wałbrzychu. PIsz dalej na na koniec roku książka. ja swoją szykuję na i półeocze...
dodany: 2021.01.18 11:09:17
przez: obba
czytaj więcej
Data newsa: 2013-04-05 13:21

Ostatni komentarz: Świetne...gratuluję...czas na książkę.

dodany: 2021.01.15 08:45:03
przez: adam
czytaj więcej
Data newsa: 2020-10-20 09:40

Ostatni komentarz: Mój tata też należał do ZBOWiD-u. Pełnił tam jakaś funkcję. Wspominal, że do ZBOWiD-u dla korzyści materialnych zapisują się osoby, których w tamtych czasach nie było na świecie. 😊
dodany: 2020.11.14 09:25:09
przez: Bozena
czytaj więcej
Data newsa: 2011-05-15 20:15

Ostatni komentarz: Boże, który mieszkasz w Wałbrzychu.............

Wspaniałe!!!
dodany: 2019.03.20 19:01:12
przez: Darek
czytaj więcej
Data newsa: 2016-09-13 16:01

Ostatni komentarz: Super! Bardzo miło się czyta
dodany: 2017.01.06 22:01:25
przez: Jan
czytaj więcej
Data newsa: 2013-04-05 13:18

Ostatni komentarz: Historia jedna z wielu ale prawdziwa.
Panowie w pewnym wieku szukają
gosposi i pielęgniarki.
dodany: 2015.10.02 15:09:05
przez: stokrotka
czytaj więcej
Taki los...
2024-03-12 15:32


(opowiadanie ukazało się w książce "Opowiedz o samotności", która ukazała się nakładem CD Media Poznań 2024 ISBN 978-83-951404-9-5)



Paulina wracała z zakupów. W oczach miała łzy.
– Sąsiadko, co się stało? - zapytała ją sąsiadka spod „piątki”, która akurat szła w stronę sklepu.
– Wyprowadza się.... No, wyprowadza się!
– Niemożliwe? Po tylu latach?
– Możliwe... Taki los....
– Całe życie mu pani poświęciła, a on na starość zostawia panią samą....Żadnej wdzięczności... Taki los....
Sąsiadka machnęła ze współczuciem ręką i poszła po marchewkę, ziemniaki i chleb. Paulina, niosąc torbę z zakupami, natknęła się na Anitę.
– Wyprowadza się! No, wyprowadza się! - zakomunikowała jej prawie krzycząc.
Anita westchnęła:
– Przecież kiedyś to musiało nastąpić.
– Ale ja nie potrafię się z tym pogodzić!
– Nie wrzeszcz tyle. Idź do apteki, kup coś na nerwy, nie wiem, jakiś kozłek lekarski czy melisę i zaparz – próbowała poradzić rozhisteryzowanej przyjaciółce.
Ta wyciągnęła chusteczkę z torebki i wysmarkała nos:
– Próbowałam, nie pomaga. Jak ja sobie sama poradzę....
– Normalnie, tyle kobiet żyje samotnie i …. - przerwała szukając słowa - …. i żyje. Żadna z tego powodu nie umarła.
Paulina pokręciła głową na znak, że nic z tego, ona na pewno umrze.
– Z kim ja będę rozmawiała, kiedy on się wyprowadzi? Pusto będzie, cicho będzie...
– Idź do schroniska i weź sobie psa, albo kota, albo kup akwarium i hoduj złote rybki. Jak na kobietę na emeryturze przystało...
Anita nadal nie wykazywała żadnego współczucia ani innych uczuć w tym stylu w stosunku do zrozpaczonej Pauliny, która przełożyła torbę z zakupami z prawej ręki do lewej:
– Jak można gadać z rybami, przecież one głosy nie mają...
– To je nauczysz gadać. Będziesz miała dużo czasu.
– No właśnie, co ja z tym czasem zrobię, jak on się wyprowadzi?
– A kiedy się wyprowadza? - Anita starała się zmienić temat z emocjonalnego na informacyjny.
– Za jakieś dwa miesiące. Musi zrobić remont kapitalny, bo kupił mieszkanie okazyjnie, tanie, bo do remontu.... Wiesz, nowa instalacja elektryczna, hydraulika, ściany... z dużego pokoju zrobi dwa małe, a mały połączy z kuchnię i zrobi salon z aneksem kuchennym.
– Teraz taka moda... Kiedyś taki salon z tym aneksem nazywał się po prostu kuchnią, od razu był duży. Niech remontuje. A ty przestań ryczeć. Taki los....

Po powrocie do domu, Paulinę ponownie dopadła chandra. Zaparzyła kawę, której nie wolno było jej pić, usiadła przy stole w kuchni i ciężko westchnęła. Wzdychała tak już od dwóch tygodni. Miała wrażenie, że spotkało ją wielkie nieszczęście i na dodatek nic nie może poradzić. Rozmowy ze znajomymi nie uspokoiły jej. Sąsiadka wykazała co prawda odrobinę współczucia, ale zaraz pobiegła do sklepu. Anita wykazała całkowity brak zrozumienia tragicznej sytuacji, która spotka Paulinę za około dwa miesiące. Zostanie sama, samotna, opuszczona, osierocona i w ogóle... co tu gadać... A może pogadać z Olgą? Może pomoże? Pracuje w opiece społecznej, styka się z różnymi sytuacjami, na pewno zna takie przypadki, jakim Paulina wkrótce będzie?
Odszukała numer telefonu znajomej:
– Cześć. Nie przeszkadzam?
– Nie, akurat mam trochę wolnego, wróciłam z terenu, właśnie piję kawę. Co tam u ciebie?
– Nic dobrego. Nieszczęście – jęknęła Paulina.
Olga zaniepokoiła się, co było widoczne w jej głosie i pytaniu:
– Co się stało?
– Synek kupił mieszkanie i wyprowadza się.
Po drugiej stronie telefonu zaległa kilkusekundowa cisza.
– Halo, Olga jesteś?
– Jestem. Pozwól, że się upewnię. Twój syn kupił sobie mieszkanie?
– Tak.
– I ciebie naciągnął na kredyt?
– Nie! Kredyt jakiś tam wziął, ale niewielki. Miał swoje oszczędności i wpakował je w to mieszkanie – wyjaśniła Paulina.
– To gdzie tu nieszczęście? Dorosły, trzydziestoletni facet kupuje mieszkanie i wyprowadza się od mamuśki. Zjawisko bardzo pożądane. Można rzec, normalne. Do tego mały kredyt, bo miał oszczędności... Powinnaś się cieszyć, że masz tak zaradnego syna. Ja problemu nie widzę.
Paulina nerwowo przełożyła telefon do drugiej ręki:
– A ja widzę! Zostanę sama! Dla kogo będę gotowała obiady? Z kim będę rozmawiała? Komu będę prasowała koszule?
– Aha, rozumiem... syndrom pustego gniazda...
– Jakiego gniazda?
– Tak się mówi o reakcji rodziców, kiedy ich dzieci niczym ptaki z gniazda, opuszczają dom i idą na swoje. Zjawisko też normalne i opisywane w podręcznikach psychologii. Sama wychowywałaś syna, byłaś z nim przez trzydzieści lat, to praktycznie jedyny facet w twoim życiu, więc przeżywasz. Nie ma powodów do niepokoju.
– To co mam robić?
– Nic. Przyzwyczajać się do nowej sytuacji. Poczytaj w internecie o tym pustym gnieździe. Tam jest sporo porad dla takich jak ty. A kiedy syn się wyprowadza?
– Za jakieś dwa miesiące. Musi zrobić remont.
– Pomóż mu w tym remoncie.
– Co? Ja mam przykładać rękę do swego nieszczęścia? - oburzyła się Paulina.
Olga zaśmiała się:
– Tak, tak moja droga, masz przyłożyć rękę do tego, by twój dorosły synek wyprowadził się. Masz ponownie odciąć pępowinę. Taki los...

Rozmowa z Olgą dała Paulina dużo do myślenia. Wujka google zapytała, co to ten syndrom pustego gniazda. Wiadomości było nawet za dużo. W każdym razie wszystkie artykuły kończyły się praktycznie tym samym stwierdzeniem – dzieci idą w świat, teraz świat należy do ciebie! Początkowe oburzenie na owe słowa, przerodziło się w zainteresowanie. Autorzy artykułów radzą, by puste gniazdo zapełnić własnymi pasjami. „Jakie mam pasję? Teraz chyba żadnych... Synek wypełniał mi całe życie... Ale kiedyś... co robiłam kiedyś?” - dumała oglądając fotografie z czasów dzieciństwa i młodości.
Tymczasem synek wracał z pracy, szybko jadł obiad i jechał do swego mieszkania. Część prac remontowych wykonywał sam, przy niektórych pomagali mu koledzy, fachowcy też się trafiali. Paulina niechętnie początkowo niechętnie zaglądała na „ kwadrat” swego potomka. Musiała jednak przyznać, że chłopak świetnie sobie radzi z remontem. Kiedyś próbowała coś mu radzić, ale okazało się, że o panelach i tynkach nic nie wie. Odpuściła sobie.
– Mamusiu, salon już gotowy! Łazienka też! Nowa hydraulika jest! Wszystko działa! Wpadnij, to zobaczysz! - wykrzyczał radośnie pewnego dnia.
Wpadła. Zobaczyła. Czas wyprowadzki synka z domu zbliżał się nieubłagalnie.

W poniedziałek rano poszła tradycyjnie do sklepu z używaną odzieżą, czyli udała się na tak zwane „szmaty”. Był to dzień wyprzedaży. Za przysłowiowe grosze można było kupić całkiem niezły towar od śpiochów dla dzieci po zasłony do salonu.
Paulina ominęła wieszaki z odzieżą dziecięcą. Poszła w stronę firan, zasłon i obrusów. Może by tak synkowi coś do nowego mieszkania kupić?
– Dzień dobry .
Usłyszała głos jednej ze stałych bywalczyń sklepu. Odpowiedziała tym samym.
– Dzień dobry.
– Widzę, że dziś coś konkretnego pani poszukuje.
– Tak, synek kończy remont mieszkania. Może tak jakieś zasłonki, firanki....
– Niech pani tego nie robi. Szkoda forsy na te firanki i zasłonki.
– Dlaczego? - zdziwiła się Paulina.
– Bo jak się tam wprowadzi jakaś kandydatka na synową, to i tak wszystko urządzi po swojemu.
Jaka „kandydatką na synową”? Paulinę lekko przytkało. Synek miał co prawda kilka sympatii, ale o stałym związku póki co nie mówił. Stała bywalczyni natomiast kontynuowała:
– Mój syn też sobie kupił mieszkanie. Też kupiłam mu zasłony, firany, obrusy i serwetki. A po pół roku wprowadziła się do niego dziewczyna, a za dwa lata wzięli ślub... Wnuk już rok wtedy miał... A moje zasłony wylądowały w domku na działce. Bo synowej nie odpowiadały. Sobie niech pani kupi, a okna syna odpuści.
Paulina odpuściła. Wybrała sobie nową, czyli starą, czyli używaną, ale dla niej nową, „zazdrostkę” do kuchni. Gdy szła do kasy, wzrok powędrował jej w stronę dziecięcych ubrań...

Nadszedł dzień zero. Synek wyremontował mieszkanie, kupił meble, zabrał wszystkie rzeczy osobiste i wyprowadził się. Paulina przeryczała całą noc. Potem cały dzień. Potem pochlipywała jeszcze przez pół nocy. Wreszcie usiadła przy laptopie i ponownie wyszukała syndrom pustego gniazda.

Minął miesiąc....
Paulina próbowała ogarnąć mieszkanie, czyli jakoś je uporządkować. Kurz zalegał na półkach, lustro w łazience było brudne, a na balkonie stały stare doniczki po ubiegłorocznych kwiatach. Nie miała czasu na wielkie wiosenne porządki, bo... nie miała. Kiedy wyszła na balkon, by zabrać doniczki, zadzwonił telefon. Na wyświetlaczu pojawiło się słowo „Synek”.
– Witaj synku. Co u ciebie? - zapytała wesoło.
– Wszystko w porządku. Nareszcie kupiłem stół do salonu. A u ciebie?
– Też w porządku.
– Może wpadłbym dziś na obiad?
– Dziś, dziś... Dziś to nie....
Synek zdziwił się:
– A dlaczego?
– Bo ja obiad gotowałam wczoraj. Ugotowałam na dwa dni i dziś mam tylko jedną porcję, dla siebie...
– To może jutro?
– Poczekaj chwilę... - Paulina podeszła do lodówki, na której wisiała cała gromada karteczek – Jutro... Nie. Idę z Anitą do kina na ten nowy film, wiesz który?
– Wiem, mówią, że jest głupi.
– A skąd mamy wiedzieć, że jest głupi? Trzeba go zobaczyć, żeby wiedzieć. Pojutrze przyjdź. Mam wolne.
– W porządku mamusiu. Wpadnę pojutrze.
Paulina odłożyła telefon. Spojrzała na porzucone doniczki na balkonie.
„Pal je licho! Muszę pomyśleć w co się ubrać do tego kina!”



Wróć
dodaj komentarz | Komentarze: