Wypili do dna. Helenką nieco wstrząsnęło, ale szybko się pozbierała i ostrożnie wstała z fotela. Zakręciło się jej lekko w głowie. Było to przyjemne uczucie. Stefan podał płaszcz. Sam włożył kurtkę i zadzwonił po taksówkę. Kierowcy kazał jechać do „Białej Tęczy”. Siedzący za kierownica mężczyzna w wieku dojrzałym nie dowierzał:
- Gdzie?
- Do klubu „Biała Tęcza”. Dosłyszał pan.
W lokalu o kontrowersyjnej nazwie panował spory ruch. Większość klientów liczyło nie więcej niż trzydzieści pięć lat. Stefan z Helenką znacznie zawyżyli średnią. Usiedli przy barze. Wzbudzili zainteresowanie barmana:
- Państwo kogoś szukają? - zapytał ostrożnie.
- Nie, przyszliśmy się zabawić.
- Aha, co podać?
- A co pan ma?
Dużo tego stało na półkach za barmanem. Stefan nie bardzo wiedział, co ma powiedzieć. Nieoczekiwanie uratowała go Helenka:
- Ja chcę drinka. Z oliwką. W takim ładnym kieliszku jak u Jamesa Bonda.
- Ja to samo!
Barman uśmiechnął się i przygotował dwa pełne kieliszki. Popijając patrzyli na młodych. Ci trochę tańczyli, dużo pili i prowadzili ostre dyskusje ozdabiane klasycznymi przekleństwami. Te zawsze były takie same i nie zrobiły na naszych seniorach żadnego wrażenia. Gorzej było z muzyką, która towarzyszyła młodzieży. Była inna.
- Panie barman, nie można tak jakiejś innej muzyki?
- Niestety, tańców ludowych nie mamy.
- Jaja se pan robisz ze mnie i mojej dziewczyny! - zaprotestował Stefan - Ja jestem z pokolenie Budki Suflera i Perfectu, a nie „Mazowsza”! „Autobiografię”, „Jolkę...” pan znasz? Helenko, to nasze przeboje prawda?
Helenka pokiwała głową i powoli, dostojnie sączyła drinka. Barman przeprosił i obiecał, że sprawdzi, co się da zrobić.
Nie dało się nic zrobić. Barman wrócił do baru:
- Przykro mi, ale tutaj gramy tylko rap i reagge.
- Nie możecie zacząć grać rocka? To wspaniała muzyka – oburzył się Stefan.
- Nasi klienci wolą rap.
- My też jesteśmy waszymi klientami i wolimy rocka! – upierał się Stefan.
Barman uśmiechnął się dwuznacznie:
- Państwo wybaczą, ale jesteście tu po raz pierwszy… Nasi klienci są stali. Przychodzą tu częściej i musimy się z nimi liczyć.
Stefan wychylił kieliszek do dna:
- „Pięćdziesiątkę” czystej poproszę!
- Nie ma „pięćdziesiątek”, teraz są „czterdziestki”. Podać?
- Jak to nie ma? „Budki Suflera” nie ma, „pięćdziesiątek” nie ma, może czystej też nie ma?
Helenka też opróżniła kieliszek:
- Właśnie, dlaczego nie ma? Przecież teraz są lepsze czasy i wszystko jest… I pralki są, i lodówki są, i mięso bez kartek jest… A wódki normalnej nie ma?
- No, odpowiedz pan kobiecie… Dlaczego nie ma?
Tym razem barman zacisnął zęby:
- Dobrze, dla państwa zrobię wyjątek. Znajdzie się „pięćdziesiątka” czystej. Podać dwie?
Odpowiedziało mu skinienie głowami.
Oczywiście obsługa baru, w imię świętego spokoju, dopuściła się oszustwa. Nalała wódkę w kieliszki do „czterdziestek” i podała licząc, iż klienci nie zorientują się w sytuacji. Tak też się stało.
- To za nasze kawalerskie i panieńskie Helenko!
- Za nasze!
- To, czego tu jeszcze nie ma? – zapytał drwiąco Stefan.
Barman westchnął:
- A czego państwo sobie życzą? Proszę powiedzieć, a wtedy okaże się, czy to jest, czy tego nie ma.
- A takie wino „Riesling”? Takie niemieckie, takie dobre, takie wytrawne … – zapytała Helenka
Niestety, nie było.
- To nie mamy wyjścia. Jeszcze raz po „pięćdziesiątce” – zadecydował Stefan – a może taki śledzik do tego, albo galaretkę… Wie pan, taka „seta i galareta”, jak za dawnych czasów.
Wódka oczywiście była, ale pozostałych potraw klub nie prowadził.
- Mogę podać paluszki – zaproponował barman.
Stefan i jego sąsiadka uśmiechnęli się drwiąco:
- I to mają być dobre czasy…Jak ci młodzi teraz żyją… Za naszych czasów…
Barman odsunął się od gości. Zajął się rozlewaniem piwa dla innych, mniej wymagających klientów. Ale na krzesło obok Helenki wpakował się trzydziestolatek. Był już po kilku „setkach” licząc nawet po nowemu w „czterdziestkach”. Spojrzał na starszą panią i ryknął śmiechem:
- Ludzie! Geriatria przyjechała! Babcia z dziadkiem przy barze! I marudzą! I wybrzydzają!
Stefan wyprostował się:
- Panie, nie jestem pana dziadkiem. Nie przypominam sobie nikogo z mojej rodziny, kto by miał taką gębę jak pan. Panie barman, jeszcze raz to samo.
Człowiek po setkach śmiał się nadal:
- A może wy w drodze do hospicjum? Taka ostatnia balanga, bo u świętego Piotra abstynencja!
Barman próbował uspokoić podpitego klienta:
- Panie, uspokój się, nie obrażaj ludzi. Wracaj do stolika, do swoich kumpli.
- A nie wrócę! Z babcią zatańczę! Niech babcia przed śmiercią powalcuje ze mną! Niech jeszcze poczuje prawdziwego faceta – chwycił Helenkę za ręce – No to balujemy!
Stefan szybko wychylił kieliszek i poczuł przypływ niezwykłej siły. Spojrzał w oczy rywalowi i przyłożył mu prawym sierpowym w policzek. Zaskoczony człowiek pod wpływem padł jak długi na podłogę. Ludzie rozstąpili się. W klubie zaległa cisza. Nawet raper z głośnika przestał rapować. Od jednego ze stolików przybiegł kumpel znokautowanego.
- Pogotowie! Wzywaj pan pogotowie! – krzyknął do barmana.
Tymczasem leżący zaczął dawać znaki życia:
- Żadne pogotowie! Lać geriatrę! Nie będzie tu hospicjum walić porządnych ludzi po pysku! – próbował się podnieść.
Stefan pochylił się nad pobitym:
- A spróbuj jeszcze raz tknąć moją dziewczynę, to zęby będziesz z podłogi zbierał!
- Dlaczego nic nie robicie? Zombie w klubie atakują! – wrzeszczał nie podnosząc się z podłogi.
I wtedy nieoczekiwanie rozległy się nieśmiałe brawa. Do jednej pary dłoni dołączyły następne. Większość obecnych w klubie trzeźwych i podpitych klaskała i wznosiła okrzyki na cześć bohaterskiego Stefana. – Brawo! Tak postępuje prawdziwy facet! Niech żyje! Sto lat! Sto lat!
Jeden z kolegów pobitego pomógł mu wstać, a łatwe to nie było:
- Podnoś się, taki obciach… od dwa razy starszego faceta w mordę dostać… Wstyd! Normalnie wstyd! Zmywamy się stąd. Rusz dupsko, bo ja ci dołożę!
Wreszcie jakoś udało się podnieść poszkodowanego, który wraz z kumplem, wśród gwizdów i śmiechu, opuścił lokal.
Stefan z Helenką ponownie usiedli przy barze. Podchodzili do nich pozostali klienci, poklepywali Stefana po plecach, całowali Helenkę po rękach.
- Jak ja pani zazdroszczę takiego faceta… - szeptały dziewczyny.
- Jest pan wzorem do naśladowania. Teraz nie mamy wyjścia. Musimy pana naśladować – dodawali młodzi mężczyźni – Napije się pan z nami?
Pierwszego kielicha Stefan nie odmówił. Jednak przy drugim już się zawahał. Ujrzał spojrzenie Helenki. Jej oczy wyraźnie mówiły „Wystarczy”.
- To już ostatni. Moja kobieta zaczyna się niepokoić. Chyba czas już kończyć naszą balangę.
Barman uśmiechnął się:
- A co jeszcze możemy dla państwa zrobić?
- Chcielibyśmy zatańczyć. Ale nie przy tej współczesnej muzyce… Ale wy tu nie macie ani „Budki Suflera”, ani „Perfectu”. A ja chce zatańczyć z Helenką!...
- Nie, no trzeba coś zorganizować – odezwał się człowiek od obsługi sprzętu muzycznego.
I rzeczywiście, ktoś ściągnął przez „komórkę” z sieci, ktoś podał komuś i po chwili z głośników rozległo się brzmienie starego przeboju „Jolka, Jolka pamiętasz…”. Stefan i Helenka przytulili się do siebie. Zamknęli oczy. Zupełnie tak, jakby nie chcieli widzieć zgromadzonych wokół nich ludzi, jakby chcieli odpłynąć wraz z piosenką w czas nieznany. A może myśleli o szczęściu, które ich czeka? Bo prawdziwe szczęście nie szuka widowni… ono po prostu jest… Sprawiali wrażenie ludzi, którzy dopiero wkraczają w czas miłości i radości, niczym para nastolatków, która wstydzi się przed światem swych uczuć.
Wzajemny dotyk był delikatny. Helenka zaplotła ręce wokół szyi Stefana, ten objął ją w pasie. Przygarnięci do siebie poruszali się wolno i dostojnie.
„Jolka, Jolka pamiętasz….” Jeszcze niczego wspólnego nie pamiętali, bo nie mieli wspólnych wspomnień. Przed nimi było życie, teraźniejszość i przyszłość.
W klubie zrobiło się romantycznie. Młodzi ludzie patrzyli najpierw z zaciekawieniem, a potem ze wzruszeniem na dwójkę emerytów poruszających się wolnym krokiem po podłodze. Ujrzeli w ich zamkniętych oczach własne marzenia o życiu we dwoje na całe życie. Ktoś się nawet wzruszył i zapłakał. Dziewczyny przytuliły się do swych facetów. Ci objęli je swymi ramionami i szeptali czułości.
- Ja też tak chcę… - szepnęła wydekoltowana blondyna do chłopaka z kolczykiem w uchu.
- Co chcesz? – dopytywał się czule.
- Tak…tak… zestarzeć się…
A Stefan i Helenka zapomnieli o całym świecie, marzyli o miłości na całe życie. Cudowna chwila trwała… jeszcze długo, długo i długo…
(opowiadanie zajęło pierwsze miejsce w "Konkursie na powiastkę/bajkę filozoficzną dla dzieci i młodzieży zorganizowanym przez ODN w Poznaniu w 2024 roku")
Dawno temu, może za górami i za lasami, ale na pewno przy ujściu rzeki Kaystros do Morza Egejskiego, leżało miasto Efez. Mówiono, że założycielem miasta był Androklos, syn ateńskiego króla Kodrosa. Ów królewicz wyruszył na wyprawę wojenną, ale wcześniej wyrocznia przepowiedział mu, że założy swoje miasto w miejscu, gdzie spotka rybę i dzika. I właśnie nad Kaystros spotkał rybaków piekących ryby. Jedna z ryb wpadła do ogniska. Iskry zapaliły pobliskie krzaki, a ogień wypłoszył z nich dzika. Właśnie w tym miejscu, na północnym zboczu góry Pion, powstało miasto nazwane Efezem. W tym też mieście, pięćset lat przed naszą erą, urodził się Heraklit, mędrzec i filozof.
Kto to filozof i co to filozofia...?
(opowiadanie otrzymało wyróżnienie w III edycji Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego Magia Futura w Krakowie w 2024 roku)
(opowiadanie otrzymało wyróżnienie w IV Edycji Konkursu Literackiego Pałac w Gądnie w 2023 roku, znajduje się w pokonkursowym wydawnictwie e-booka oraz na stronie
https://www.facebook.com/photo?fbid=774944041397427&set=a.517913603767140 )
(opowiadanie ukazało się w książce "Opowiedz o samotności", która ukazała się nakładem CD Media Poznań 2024 ISBN 978-83-951404-9-5)
(opowiadanie zostało przetłumaczone na język esperanto, ukazało się w "Zeszytach Białostockich" nr 13, ISBN 978-83-66137-79-0 str.101, do pobrania w pdf na
https://espero.bialystok.pl/wp-content/uploads/2023/12/13aj-bjalistokaj-kajeroj.pdf?v=9b7d173b068d )