sowie

Basket and witches czyli sposób na uratowanie polskiej koszykówki

Ostatnio komentowane
Publikowane na tym serwisie komentarze są tylko i wyłącznie osobistymi opiniami użytkowników. Serwis nie ponosi jakiejkolwiek odpowiedzialności za ich treść. Użytkownik jest świadomy, iż w komentarzach nie może znaleźć się treść zabroniona przez prawo.
Data newsa: 2014-03-18 13:35

Ostatni komentarz: …. Bardziej zwróciłabym uwagę na brudne stopy kobiety, aniżeli na brudna sierść psa.
dodany: 2022.03.30 20:12:36
przez: Diane
czytaj więcej
Data newsa: 2020-10-20 09:42

Ostatni komentarz: super...szkoda, że nie napisałaś jaki kościół w Wałbrzychu. PIsz dalej na na koniec roku książka. ja swoją szykuję na i półeocze...
dodany: 2021.01.18 11:09:17
przez: obba
czytaj więcej
Data newsa: 2013-04-05 13:21

Ostatni komentarz: Świetne...gratuluję...czas na książkę.

dodany: 2021.01.15 08:45:03
przez: adam
czytaj więcej
Data newsa: 2020-10-20 09:40

Ostatni komentarz: Mój tata też należał do ZBOWiD-u. Pełnił tam jakaś funkcję. Wspominal, że do ZBOWiD-u dla korzyści materialnych zapisują się osoby, których w tamtych czasach nie było na świecie. 😊
dodany: 2020.11.14 09:25:09
przez: Bozena
czytaj więcej
Data newsa: 2011-05-15 20:15

Ostatni komentarz: Boże, który mieszkasz w Wałbrzychu.............

Wspaniałe!!!
dodany: 2019.03.20 19:01:12
przez: Darek
czytaj więcej
Data newsa: 2016-09-13 16:01

Ostatni komentarz: Super! Bardzo miło się czyta
dodany: 2017.01.06 22:01:25
przez: Jan
czytaj więcej
Data newsa: 2013-04-05 13:18

Ostatni komentarz: Historia jedna z wielu ale prawdziwa.
Panowie w pewnym wieku szukają
gosposi i pielęgniarki.
dodany: 2015.10.02 15:09:05
przez: stokrotka
czytaj więcej
Zatrzymanie obywatelskie
2021-09-17 08:19

Wyróżnienie w konkursie literackim "Opowiedz o miłości" zorganizowanym przez Stowarzyszenie My 50+ w Łęczycy i magazyn "My 60+".
 


Słońce już dawno zaszło za linię horyzontu znajdującą się za polem z pszenicą. Jaśka siedziała na niskiej ławce przy ognisku. Patrzyła w ogień niczym stara wiedźma, która próbuje odczytać przyszłość. Średniej wielkości pies rasy kundel leżał na boku obok niej.
Lubiła ten moment zakończenia dnia. W ciszy czekała, aż na rekreacyjnej działce pod lasem zapadnie ciemność. Ptaki przestawały śpiewać, wiatr też ucichał. Nad altanką pojawiał się księżyc. Od strony lasu mrugała Wenus.
Kiedy wszystko na niebie znalazło się w ustalonym przed milionami laty porządku, Jaśka włączyła lampę na słupie z instalacją elektryczną. Znak dla przechodniów, że tu dziś jest człowiek. Z lodówki wyjęła piwo. Alkoholowe.
– I co Rycho? - potarmosiła zwierzę za głowę – Jak w raju.... Tylko dwie żywe istoty....
Pies w pozycji leżącej pomachał ogonem.
– Masz rację, w raju piwa jeszcze nie było... W każdym razie jest jak u pana Boga za piecem...
Ile czasu siedziała patrząc na zieloną pszenicę, trudno określić. Był to czas wypicia butelki piwa. Kiedy je skończyła, zaniosła butelkę do altany.
I wtedy pies podniósł się. Stanął mocno na czterech łapach i zaczął warczeć. Początkowo myślała, że za ogrodzeniem znajduje się jakieś leśne zwierzę. Często widywała tu sarny, zające i lisy. Na nie jednak pies reagował inaczej, radośniej. Wiedział, że to jego czworonożni bracia. Bardziej witał niż ostrzegał.
Tym razem pokazał zęby.
Jaśka stanęła w drzwiach altanki i patrzyła w tę samą stronę co Rycho. Za ogrodzeniem rosły rzadkie krzaki, za nimi była polna droga do lasu. Lampa na słupie oświetlała część zarośli. Ktoś musiał stać dalej.
Pies nie wytrzymał. Rzucił się nagle do ogrodzenia i zaczął głośno szczekać. To już nie było ostrzeżenie. To już był atak. Na człowieka czy na zwierzę?
Prawą rękę położyła na znajdującym się tuż przy drzwiach karabinku typu wiatrówka. Naładowała go tradycyjnie przed zachodem słońca. Cierpliwie czekała.
Z zarośli wyłonił się człowiek. Bez wątpienia facet. W dłoni miał nóż.
– Rycho! Do nogi!
Pies posłusznie stanął przy swej pani.
– Czego?! - ryknęła spod drzwi altanki.
– Niczego! - odryknął niespodziewany gość.
– To dlaczego się pan skrada z nożem w garści?
– Żebyś się babo bała!
– Kogo?
– Mnie!
– A co mi zrobisz?
– Zgwałcę cię!
Jaśka opuściła na moment dłoń z wiatrówki. Nie wiedziała, śmiać się czy płakać. Od kilku lat była emerytką i właściwie nikt w życiu nie zaproponował, że ją zgwałci. Desperat jakiś czy co? Jeśli tak, to nie w zamierzonym gwałcie tkwiło największe niebezpieczeństwo. Zdążyła mu się trochę przyjrzeć. Był mniej więcej w jej wieku.
– Nożem?
– Co nożem?
– Tym majchrem mnie zgwałcisz?
– Najpierw zarżnę tego psa, a potem ciebie.
Jednak desperat.
– To w końcu będziesz zabijał czy gwałcił? Bo już miałam nadzieję na chwile przyjemności – dłoń ponownie położyła na karabinku.
Za ogrodzeniem zapanowała chwilowa cisza. Facet zaczął przekładać nóż z dłoni do dłoni.
– Będę tu czekał całą noc, aż ty i ten twój pies zaśniecie. A wtedy …. A wtedy się z wami policzę.
– Chyba, że ja pierwsza się z tobą policzę.
Wyciągnęła wiatrówkę. Lufę skierowała w stronę niespodziewanego gościa. Ten drgnął. Na działce pod lasem nie spodziewał się uzbrojonej emerytki z groźnym psem.
– Umiesz z tego strzelać? Nie wierzę.
Prowokował. Poznał, że wiatrówka i po wystrzale trzeba będzie ją ponownie naładować.
– Lepiej żebyś uwierzył. Bo jak strzelę, to od razu w ten interes do gwałtu i prostata przestanie ci dokuczać! Rzuć ten majcher na ziemię i gadaj po coś przylazł!
– Nie rzucę! To do samoobrony! Nie jestem kamikadze. Będę się bronił.
Nie dość, ze desperat to jeszcze frustrat.
– Nie dyskutuj, tylko rzucaj!
Jaśka ryknęła najbardziej ostro i głośno jak potrafiła. Facet upuścił nóż między krzaki.
– A teraz gadaj. Coś za jeden?
– Uciekam przed policją. Włam z kumplem zrobiliśmy.
– Na bank?
– Nie, na stację benzynową. Na szosie do Kolna.
– To blisko trzydzieści kilometrów stąd. To jak długo już uciekasz?
Facet wzruszył ramionami.
– Nie mam zegarka. Telefon gdzieś po drodze zgubiłem. Nawet nie wiem, która godzina.
– Dziesiąta. A kumpel z fantami gdzie? Za tobą?
– Nie, jego ochrona od razu zwinęła. A ja... ja już mam dosyć... Wcale nie chcę cię zgwałcić ani zabić... Zmęczony jestem... Odpocząć chcę. Zobaczyłem światło, altanę, ognisko... To sobie pomyślałem, że wystraszę ludzi, odpocznę, najem się, napiję. I sobie potem pójdę.
Wierzyć, nie wierzyć? Jaśka miała dylemat. Spojrzała na psa. „I co Rycho wpuścimy tego desperata? Dobra, wpuścimy, głodnego nakarmić, spragnionego napoić, ale miej go na oku” - skonsultowała swoje zdanie z obrońcą.
– Dobra, zaraz ci bramę otworzę, ale pamiętaj, pies czuwa.
Przełożyła broń do lewej ręki. Prawą wzięła klucze od bramy wjazdowej. Uchyliła ją. Ruchem ręki kazała wejść. Patrząc na faceta, zamknęła zamek.

Mężczyzna ostrożnie wszedł na teren działki. Patrzył na skierowany w jego stronę karabinek.
– Może byś tak odłożyła to... - nieśmiało zaproponował – jeszcze wystrzeli...
Jaśka przymierzyła lufę do oka i strzeliła w pobliskie drzewo. Pies nawet nie drgnął, przyzwyczajony do częstych strzeleckich treningów swojej pani. Facet skulił się.
– To na wypadek, gdybyś chciał mi odebrać karabin. Trzeba go ponownie załadować. Zanim znajdziesz naboje, pies cię zagryzie. Kawa, herbata, czy coś mocniejszego?
– Wody i chleba.
– Co za chrześcijańska postawa!
Po chwili włamywacz – desperat i frustrat, siedząc przy stoliku przed altaną, wchłaniał w zastraszającym tempie mięso z popołudniowego grilla i pił piwo z lodówki. Rzeczywiście, był głodny i spragniony.
– Dlaczego zrobiliście ten włam? Bieda was przycisnęła? - zapytała Jaśka, kiedy facet oblizywał ostatnią kosteczkę po grillowanych skrzydełkach.
– E tam, bieda... nuda i głupota... Jak człowiek przez cały dzień siedzi na ławce z takimi samymi jak on, to różne myśli chodzą po głowie. Kumpel palnął, żeby sobie czasy młodości przypomnieć i tak jakoś wyszło...
– Złodziejem byłeś?
– A tam od razu złodziejem... siedziałem dwa razy. Raz za włam, raz za pobicie.
– A co na to rodzina?
– Właściwie to nie mam...
Zrobiło się smutno.
– Żonka zostawiła mnie, jak drugi raz kiblowałem. W sumie nie dziwię się. A dzieci są w Anglii. Czasami zadzwonią...
Znaczy się człek samotny. Stąd ta desperacja i frustracja... Jaśka przyjrzała mu się bliżej. Wszystko było w nim normalne. Ubranie, jednodniowy zarost, obcięte paznokcie. Buty były co prawda brudne, ale przecież przeszły trzydzieści kilometrów przez las.
– Jestem Jaśka. A ty?
– Rysiek.
Jaśka zaśmiała się. Przeznaczenie czy co?
– Normalne imię. Z czego się śmiejesz?
Pogłaskała siedzącego przy jej nogach psa.
– Ma na imię Rycho.
Teraz zaśmiali się oboje.
– A ty nie boisz się tak sama przy tym lesie?
– Nic gorszego od ciebie jeszcze mnie nie spotkało...
– No tak, pies, wiatrówka... Dziękuję za gościnę, ale już chyba pójdę...
– Dokąd?
– Nie wiem. Przed siebie. W sumie jak się człowiek najadł i napił, to już mu się nie chce uciekać...
– To nie uciekaj, poddaj się.
Rysiek opuścił głowę.
– Do kicia pójdę na ten włam.
– A jak się nie poddasz i będziesz dalej uciekał, to myślisz, że cię nie złapią? Doktora Kimble też Tommy Lee Jones złapał. Wiesz co.... - wstała i poszła do lodówki.
Przyniosła napoczęte pół litra wódki, pęto kiełbasy i pokrojone w plastry pomidory.
– Poczekamy do wschodu słońca. Za jakieś cztery godziny będzie. Wtedy podejmiesz decyzję.
Lipcowa nocy przebiegła w przyjacielskiej atmosferze. Jaśka opowiedziała o swoich dzieciach. Dobrych i zajętych własnym życiem. Rysiek poskarżył się na samotność spowodowaną błędami młodości. Oboje zrecenzowali filmy i przeczytane książki. Okazało się, że oglądają i czytają praktycznie to samo.
Po trzeciej po stronie żyta, pojawił pierwszy znak dnia, nieśmiały brzask i równie nieśmiałe pierwsze głosy ptaków.
– Wiesz, pierwszy raz widzę wschodzące słońce... - westchnął Rysiek patrząc jak powoli wyłania się zza horyzontu – Wiesz, ja się poddam.... ale pod jednym warunkiem.
– Jakim? - zdziwiła się Jaśka.
– Że odwiedzisz mnie w więzieniu...
– Ile dostaniesz za ten włam?
– Może rok, może dwa....
– Pomyślę...
– Nie ma pomyślę, mów od razu, bo inaczej znowu ucieknę!
– Dobra, odwiedzę.
Wschodzące słońce pojawiło się w całej okazałości. Las rozbrzmiał śpiewem ptaków. Przy ogrodzeniu od strony lasu pojawiły się trzy sarny. Rycho podbiegł do nich, zaszczekał radośnie.
– Jak daleko stąd do najbliższego posterunku policji?
– Daleko. Do wsi kilometr, przez wieś drugi, przez las do szosy pół, tam jest przystanek autobusowy... Ale autobus rzadko jeździ. Nie, nie ma sensu, żebyś szedł. Zmęczony jesteś. Przyjadą po ciebie.
Rysiek nie załapał.
– Ojej, zaraz zadzwonię i powiem, że dokonałam obywatelskiego zatrzymania. Za pomocą wiatrówki rzecz jasna. Przyjadą i zapakują ciebie w „sukę” . Dowiozą na miejsce. To gdzie był ten włam?

Rok później...

Słońce już dawno zaszło za linię horyzontu znajdująca się za polem z grochem. Jaśka siedziała na niskiej ławce przy ognisku. Patrzyła w ogień niczym stara wiedźma, która próbuje odczytać przyszłość. Średniej wielkości pies rasy kundel leżał na boku obok niej.
Coś poruszyło się za ogrodzeniem. W zaroślach stał mężczyzna z nożem w dłoni.
– Czego?! - ryknęła Jaśka spod drzwi altanki.
– Niczego! - odryknął Rysiek schowany za zaroślami.
– To dlaczego się skradasz z nożem w garści?
– Żeby się kobieto bała!
– Kogo?
– Mnie!
– A co mi zrobisz?
– Zgwałcę cię!
– Nareszcie!
Rycho radośnie machał ogonem. Kiedy drzwi altany zamknęły się, usiadł przed nimi, by nikt nie zakłócił spokoju kochankom.
 


Wróć
dodaj komentarz | Komentarze: