Na moście św. Jana w Kłodzku w słoneczny dzień od samego rana panował ruch. Najpierw przemieszczali się mieszkańcy miasta. Spokojnie patrzyły na nich posągi z mostu. Dopiero potem rodzaj przechodniów zmienił się. Pojawili się obcy czyli turyści pojedynczo i w grupie.
Jedna z grup wrzeszczała. Jak na późną podstawówkę przystało. Małolaty ruszyły szturmem do figur i próbowały dostać się w ich objęcia. Jeden, przy pomocy kolegi pchającego go do góry, już dotykał szat Marii Magdaleny, gdy dwie panie w wieku balzakowskim ściągnęły go na dół:
- Nie waż się wchodzić na pomnik! W dole jest rzeka, spadniesz i utopisz się!
Późna podstawówka otrzepała spodnie i wzruszyła ramionami.
- A teraz dzieci stańcie spokojnie i posłuchajcie historii tego mostu! Jacek, nie grzeb w plecaku Krysi! Krysia, przestań go bić! Cisza! A więc było to tak: W XII wieku ludzie postanowi wybudować ten most, bo zabrakło im pieniędzy na przeprawy rzeką łodzią. Budowano go sto lat. Do budowy wykorzystano kurze jaja z pobliskiej fermy. Kury dopadła ptasia grypa i trzeba było wszystkie zabić. Okoliczna ludność ucztowała jedząc drób, gdyż człowiek jeszcze wówczas na grupę nie chorował. Po kurach zostały tysiące jaj, których ludność już nie była w stanie zjeść. Białka postanowiono wykorzystać jako zaprawę murarską do budowy tego mostu, a z żółtek powstały znajdujące się w pobliżu Kłodzka – Góry Złote.
Most zatrząsł się.
Pani chwyciła drugą panią za rękę. Dzieci wrzasnęły jeszcze głośniej.
W obawie aby most na jajach nie zawalił się, szkolna wycieczka szybko pobiegła w stronę Ratusza.
Jedynie wytrawny obserwator mógł zauważyć, że powodem zatrzęsienia się mostu był ruch posągów. Dostojne i spokojne figury nie wytrzymały nerwowo opowieści o fermie, ptasiej grypie i górach z żółtek. Nerwy im puściły. Szybko jednak wróciły do stanu pierwotnego i zaciskając zęby nadal stały dumnie reprezentując swoje miasto. Dopiero kiedy mrok zapadł nad miastem, a nad brzegiem Młynówki rozbłysły latarnie, ludzie rozeszli się do swoich domów, turyści do hoteli, posągi głęboko odetchnęły.
- Skandal! Większych bzdur nie słyszałem jak tu stoję od osiemnastego wieku – oburzył się św. Franciszek Ksawery, patron Kłodzka.
Przytaknął mu Jan Nepomucen:
- Tak się wnerwiłem, że poluzowałem się u dołu. O rety, co będzie jak spadnę do Młynówki!
- Nic ci się nie stanie, przecież chronisz przed powodzią, zatem woda nic złego ci nie uczyni – uśmiechnęła się figura Matki Boskiej. Nepomucen westchnął:
- Ale w 1997 miasta nie upilnowałem... Do dziś gryzie mnie sumienie...
Pod posągiem Wacława też coś zaszeleściło:
- Mnie też poluzowało....
- I mnie puściły nerwy ...- odezwała się Trójca spoglądając na figurę Chrystusa. Ten pokiwał głową na znak, iż opowieść o kurach chorych na ptasią grypę również zachwiała jego piedestałem. Siedząca u jego stóp Maria Magdalena odezwała się nieśmiało:
- A może by tak zejść choć na chwilę z tego mostu...iść na spacer brzegiem Młynówki, a potem do Nysy...Setki lat temu nas tu postawiono i stoimy, a Kłodzka, które reprezentujemy, nie znamy....
Oj, westchnęły posągi, oj, rozmarzyły się.... Matka Boska chciałaby zobaczyć Kościół Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, najpiękniejszy gotyk z barokowymi wnętrzami. Franciszek zapragnął dostać się na Twierdzę Kłodzką, o której wszyscy mówią, którą wszyscy widzieli, a on – patron miasta, zniewolony na moście, nigdy nie widział. Trójca oznajmiła, że chętnie mu potowarzyszy. Chce ze szczytu twierdzy zobaczyć miasto i otaczające je góry. Może uda się zobaczyć legendarny Szczeliniec? Wacław marzył o spacerze po mieście. Czy rzeczywiście Kłodzko podobne jest do jego rodzinnych Czech? Na spacer chciał się wybrać również nękany wyrzutami sumienia Nepomucen, ale w innym celu. Chciał zobaczyć, czy zniszczenia po powodzi zostały już usunięte i ludzie mogą spokojnie mieszkać.
- A ja bym chciał tylko na Starówkę, do Ratusza ...– odezwała się figura Chrystusa.
Na moście zaległa cisza.
- Mam plan – szepnęła po paru minutach Trójca – Skoro już jesteśmy poluzowani, łatwo będzie nas ruszyć. A ruszy nas herb czyli lew pilnujący ratuszowego zegara. Jest silny, ma dwa ogony, chwyci nimi każdego z nas i zsunie na dół.
Posągi poruszyły się z radości:
- A gdzie ten lew? Dawać lwa! Zawołajcie go!
- Nie tak prędko – uspokoiła wszystkich Trójca – Lew też jest kamienny i wstaje tylko w czasie nowiu Księżyca.
- Dlaczego w czasie nowiu, a nie w pełnię? – zapytała Magdalena.
- Pełnia to czas dla wilczycy z kamienicy przy ulicy Grottgera. Kiedyś przepowiedziano, że Kłodzko nawiedzi taka powódź, że woda sięgnie do brzucha wilczycy. I tak się stało. Wilczyca podobnie jak Nepomucen ma do dziś wyrzuty sumienia, że gdyby wcześniej wykąpała się w Nysie, powodzi by nie było. Teraz profilaktycznie w każdą pełnię schodzi z kamienicy i biegnie do rzeki wykąpać się. Ale druga przepowiednia mówi, że kiedyś powódź będzie tak wielka, że lew z ratusza napije się wody z Nysy. Więc lew też profilaktycznie co nów biegnie do rzeki i pije tę wodę....
- Troszczą się o moje miasto... – pokiwał z uznaniem głową Franciszek –Musimy zatem stać mocno na postumentach, żeby żaden z konserwatorów zabytków nie zauważył, że się poluzowaliśmy, a w czas nowiu....
Za dnia posągi na moście świętego Jana stają nieruchomo, pozują do zdjęć i dumnie reprezentują miasto....
A w czasie nowiu „ przeciwnym losom podlegając, przecie, wbrew nadziei, do pomyślnego skutku sprawy swe przywiedli”....
Most św. Jana w Kłodzku – zabytkowy kamienny most nad rzeką Młynówką, ma cechy budowli gotyckiej. Dokładna data budowy kamiennego mostu nie jest znana, jego początki datują się na II połowę XIII wieku. Most w przeszłości nosił nieoficjalną nazwę „most na jajach”. Nazwa wzięła się stąd, że most zbudowano na zaprawie z białka jaj kurzych, wapna i piasku. Na filarach mostu stoi sześć kamiennych rzeźb, przedstawiających: Trójcę Świętą i Ukoronowanie NMP, św. Jana Nepomucena najpopularniejszego świętego w regionie, Ukrzyżowanie, św. Franciszka Ksawerego patrona chroniącego od chorób, Pietę i św. Wacława. Ze względu na swą architekturę, most jest często porównywany do słynnego Mostu Karola w Pradze.
Źródło - internet
Na moście w Kłodzku
(opowiadanie zajęło pierwsze miejsce w "Konkursie na powiastkę/bajkę filozoficzną dla dzieci i młodzieży zorganizowanym przez ODN w Poznaniu w 2024 roku")
Dawno temu, może za górami i za lasami, ale na pewno przy ujściu rzeki Kaystros do Morza Egejskiego, leżało miasto Efez. Mówiono, że założycielem miasta był Androklos, syn ateńskiego króla Kodrosa. Ów królewicz wyruszył na wyprawę wojenną, ale wcześniej wyrocznia przepowiedział mu, że założy swoje miasto w miejscu, gdzie spotka rybę i dzika. I właśnie nad Kaystros spotkał rybaków piekących ryby. Jedna z ryb wpadła do ogniska. Iskry zapaliły pobliskie krzaki, a ogień wypłoszył z nich dzika. Właśnie w tym miejscu, na północnym zboczu góry Pion, powstało miasto nazwane Efezem. W tym też mieście, pięćset lat przed naszą erą, urodził się Heraklit, mędrzec i filozof.
Kto to filozof i co to filozofia...?
(opowiadanie otrzymało wyróżnienie w III edycji Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego Magia Futura w Krakowie w 2024 roku)
(opowiadanie otrzymało wyróżnienie w IV Edycji Konkursu Literackiego Pałac w Gądnie w 2023 roku, znajduje się w pokonkursowym wydawnictwie e-booka oraz na stronie
https://www.facebook.com/photo?fbid=774944041397427&set=a.517913603767140 )
(opowiadanie ukazało się w książce "Opowiedz o samotności", która ukazała się nakładem CD Media Poznań 2024 ISBN 978-83-951404-9-5)
(opowiadanie zostało przetłumaczone na język esperanto, ukazało się w "Zeszytach Białostockich" nr 13, ISBN 978-83-66137-79-0 str.101, do pobrania w pdf na
https://espero.bialystok.pl/wp-content/uploads/2023/12/13aj-bjalistokaj-kajeroj.pdf?v=9b7d173b068d )