sowie

Basket and witches czyli sposób na uratowanie polskiej koszykówki

Ostatnio komentowane
Publikowane na tym serwisie komentarze są tylko i wyłącznie osobistymi opiniami użytkowników. Serwis nie ponosi jakiejkolwiek odpowiedzialności za ich treść. Użytkownik jest świadomy, iż w komentarzach nie może znaleźć się treść zabroniona przez prawo.
Data newsa: 2014-03-18 13:35

Ostatni komentarz: …. Bardziej zwróciłabym uwagę na brudne stopy kobiety, aniżeli na brudna sierść psa.
dodany: 2022.03.30 20:12:36
przez: Diane
czytaj więcej
Data newsa: 2020-10-20 09:42

Ostatni komentarz: super...szkoda, że nie napisałaś jaki kościół w Wałbrzychu. PIsz dalej na na koniec roku książka. ja swoją szykuję na i półeocze...
dodany: 2021.01.18 11:09:17
przez: obba
czytaj więcej
Data newsa: 2013-04-05 13:21

Ostatni komentarz: Świetne...gratuluję...czas na książkę.

dodany: 2021.01.15 08:45:03
przez: adam
czytaj więcej
Data newsa: 2020-10-20 09:40

Ostatni komentarz: Mój tata też należał do ZBOWiD-u. Pełnił tam jakaś funkcję. Wspominal, że do ZBOWiD-u dla korzyści materialnych zapisują się osoby, których w tamtych czasach nie było na świecie. 😊
dodany: 2020.11.14 09:25:09
przez: Bozena
czytaj więcej
Data newsa: 2011-05-15 20:15

Ostatni komentarz: Boże, który mieszkasz w Wałbrzychu.............

Wspaniałe!!!
dodany: 2019.03.20 19:01:12
przez: Darek
czytaj więcej
Data newsa: 2016-09-13 16:01

Ostatni komentarz: Super! Bardzo miło się czyta
dodany: 2017.01.06 22:01:25
przez: Jan
czytaj więcej
Data newsa: 2013-04-05 13:18

Ostatni komentarz: Historia jedna z wielu ale prawdziwa.
Panowie w pewnym wieku szukają
gosposi i pielęgniarki.
dodany: 2015.10.02 15:09:05
przez: stokrotka
czytaj więcej
Kto straszy na dworcu Szczawienko...
2018-11-08 15:26

Duch Casper swoją kadencję przewodniczącego w zarządzie Wielkiej Radzie Duchów rozpoczął od nadzwyczajnego posiedzenia związanego z wielką awanturą na Kremlu. Oto duchy Stalina i Lenina niemiłosiernie pokłóciły się. Gdyby były żywe, polałaby się krew. O co duchom poszło, już same one zapomniały. Rozwiązaniem sprawy musiał zająć się zarząd.


- Lenin i Stalin proszę wstać! - krzyknął Casper – Nie potraficie zgodnie funkcjonować w tak atrakcyjnym dla duchów miejscu, jakim jest Kreml. Czy wiecie, ile jest podań o możliwość straszenia w tym miejscu? Wcale nie jesteście jedyni. Za wywołaną awanturę zostajecie wysłani na Syberię!
Duchy spojrzały na siebie wzajemnie z przerażeniem w oczach:
- Tylko nie Syberia! Kogo mamy tam straszyć?
- Białe niedźwiedzie! - rozległ się głos z sali.
Duchy zachichotały. Przewodniczący z trudem powstrzymał śmiech:
- Decyzja zarządu jest nieodwołalna. Udacie się sami do Jakucka, czy mamy was wywieźć?
- W kibitkach! W kibitkach! - zaapelował ponownie głos z sali.
- Duchu Mickiewicza, proszę o spokój!
Stalin zacisnął zęby.
- Sami pójdziemy.
- To proszę już opuścić salę i udać się tam, bo kawał drogi przed wami. Jak będziecie szli, możecie straszyć.
Lenin chciał jeszcze coś powiedzieć. Zatrzymał się w drzwiach.
- Może....
- Nie ma żadnego może. Won! - ryknął Casper.
Kiedy duchy zamknęły za sobą drzwi, obecni w sali obrad odetchnęli. Kremlowskie awantury wreszcie się skończyły. Kto będzie jednak straszył na Kremlu? Wszyscy spojrzeli na Caspra.
- Na ich miejsce powołuję ducha Breżniewa.
Sala zareagowała entuzjastycznie. Wszyscy lubili tego ducha. On też lubił wszystkich. Przytulał się do każdego, klepał po ramieniu, mrugał wesoło oczkami z wielkimi brwiami.
- Towarzyszu duchu Breżniewa …. - rozpoczął swą przemowę przewodniczący – macie towarzyszu ważną misję. Kreml ma straszyć, może nawet przerażać. Nie może jednak być areną wewnętrznej walki między duchami. Strzeżcie go starannie. Dbajcie o niego. Gratuluję towarzyszu nominacji.
Wstał, podszedł do Breżniewa, podał mu rękę. Ten przyciągnął go do siebie mocno przytulił.
- Wszystko będzie w porządku. Przyrzekam na czerwony sztandar! - krzyknął uroczyście nowy duch Kremla.
Casper wrócił za prezydialny stół:
- To jeszcze nie koniec naszych obrad. Przy okazji załatwmy inną sprawę. Trzeba obsadzić stanowisko ducha w... w.... - zaczął szperać w papierach – w... Wałbrzychu na dworcu kolejowym Wałbrzych Szczawienko. Praca lekka, łatwa i przyjemna. Ludzie przychodzą parę minut przed odjazdem pociągu, niektórzy nawet nie siadają, w sumie nie ma nic do roboty. Dworzec właśnie wyremontowano. Świetnie wygląda. Dużo przestrzeni jeszcze niezagospodarowanej, w holu drzewka w doniczkach, świeży tynk...
- Trzeba go zniszczyć? Może tak spalić? - zapytał duch Nerona.
- Nie, nie zniszczyć, wprost przeciwnie zadbać. Jeszcze niedawno był tak zniszczony, że żaden duch nie chciał tam straszyć. Dworzec sam wyglądem straszył. Szczerze mówiąc nie ma żadnego kandydata na ten wakat. Może ktoś ma jakiś pomysł?
W sali rozpoczęło się myślenie. Część duchów pobrzękiwała łańcuchami, część po cichu wyła. Byli tacy, co drapali się po kościach, co też wzbogacało akustykę sali o dodatkowy dźwięk. Zgrzytały zęby, skrzypiały stawy kolanowe.
- Ale kiedyś tam musiał być jakiś duch, skoro budynek stary... niech on wróci – zaproponował dostojny duch króla Jagiełły.
- O nie, nic z tego – zerwał się z krzesła duch Carla Tielscha – Rzeczywiście, straszyłem na dworcu Wałbrzych Szczawienko, ale od kiedy budynek sam z siebie zaczął straszyć, dostałem inny przydział. A teraz to mam teraz taką fuchę, że jej nie oddam. Nareszcie straszę tam, gdzie od dawna powinienem – w swoim dawnym pałacu przy dawnej mojej fabryce porcelany. Też jest świeżo odremontowany, pachnie farbę i dobrymi ludźmi. Nareszcie jestem u siebie. Chyba sobie na to zasłużyłem. A tak w ogóle to chciałbym złożyć podanie o przydzielenie mi dodatkowego ducha. Rozwalono moją fabrykę. Ktoś musi straszyć na gruzowisku, a ja się nie rozdwoję.
Casper pokiwał potwierdzająco głową:
- Proszę złożyć podanie w sekretariacie. Przydzielimy jakiegoś ducha, zapewne młodego, żeby przy tak doświadczonym duchu, jakim jest Carl, czegoś się nauczył. Ale wracajmy do Szczawienka... Może ty duchu Wieniawskiego? Przebywałeś kiedyś w Szczawnie Zdroju, to przecież blisko tego Szczawienka, kiedyś nawet należało do uzdrowiska...
Duch Wieniawskiego ze skrzypcami w dłoni, wstał i ukłonił się wszystkim:
- Szanowny duchu przewodniczący, szanowne duchy proszę o wyrozumiałość. Nie mam nic przeciwko straszeniu na dworcu. Praca jak każda inna. Mógłbym przygrywać na skrzypcach podróżnym ale... Teraz straszę w Teatrze Wielkim w Warszawie wraz z duchem Moniuszki. Bardzo dobrze nam się współpracuje. Nie ma żadnych konfliktów. Jest wspaniale, nie tak jak w przypadku ducha Lenina i Stalina. Szkoda byłoby zrywać tak znakomita współpracę i wielką przyjaźń.
- Oj, szkoda by było, szkoda – westchnął siedzący obok duch Moniuszki.
Ponownie rozległo się zgrzytanie, wycie, pobrzękiwanie.
- To może jest ktoś chętny? - zapytał Casper.
Zaległo milczenie. Praca w dzisiejszych czasach na dworcu kolejowym nie byłą już atrakcją. Ludzie nie przesiadywali godzinami w poczekalniach czekając na przesiadkę. Wszyscy wchodzi, przechodzili i wsiadali do pociągów. Czasami oczywiście któryś z pociągów miał opóźnienie, ale pasażerowie zajmowali się wówczas interwencjami, pytaniami i awanturami. Nikt nie spał na ławkach. Nikt nie drzemał na peronach. Bezdomnych też praktycznie nie było. I kogo tu straszyć?
- To może ja.... - rozległ się szept z końca sali.
Wszyscy spojrzeli na mówiącego. Siedział skromnie jednym pośladkiem na starym krześle i był bardzo wystraszony. Duchy zdały sobie sprawę, że podczas obrad zawsze tam siedział i nigdy nie zabierał głosu.
- A ty kto jesteś? - zapytał dostojny duch Jagiełły.
- Ja jestem duchem Karola Maya...
Kto to Karol May – zaczęły zastanawiać się pozostałe duchy. Na szczęście Casper, jako przewodniczący zarządu, szybko w papierach odnalazł dane ducha:
- Ty jesteś duchem niemieckiego pisarza, który stworzył postać wodza Apaczów Mescalero Winnetou i jego białego brata Old Shatterhanda.
- O nie, Old Shatterhand to nie postać fikcyjna, to ja sam! - krzyknął duch Maya.
- Kłamiesz, kłamiesz... Mam tu twoje CV … na Dzikim Zachodzie, który tak wspaniale opisałeś w swoich książkach, byłeś dopiero w 1908 roku, po napisaniu swoich znakomitych dzieł. Masz duchu fantazję! - uśmiechnął się Casper.
- To on nie przeżył tego wszystkiego, co opisał? - szeptem zapytał ducha Zbyszka z Bogdańca dostojny duch Jagiełły – Czytałem z zapartym tchem jego powieści...
- No nie, wymyślił sobie – mruknął szybko duch Zbyszka i odsunął się od Jagiełły. Sam był postacią wymyśloną i nie chciał, żeby Jagiełło to odkrył.
Tymczasem Casper zapytał:
- A dlaczego chcesz być duchem dworca kolejowego Wałbrzych Szczawienko?
- Nie będę niczego ukrywał. Powiem całą prawdę. Moje życie było wyjątkowo trudne. Tak, byłem złodziejem i innym kryminalistą. Tak, siedziałem w więzieniu i pisałem tam swoje powieści. Tak, stworzyłem postać Old Shatterhanda i kłamałem, że byłem na Dzikim Zachodzie. Za swoje czyny po śmierci w 1912 roku zostałem skazany na straszenie w więzieniach, lochach i aresztach śledczych. Robię to do tej pory. I już mam dosyć! Spróbujcie straszyć kogoś, kto sam straszy swoimi czynami, słowami i wyglądem! Więźniowie wyżywają się na mnie, śmieją się, dokuczają. Sami mają takie metody straszenia współwięźniów, że żaden duch by tego nie wymyślił. Ostatnio jednemu ktoś przemycił takie urządzenie zwane wibratorem. Straszył tym pozostałych, że im ten wibrator pod prysznicem włoży w... no wiecie gdzie... Wszyscy się bali do tego stopnia, że podkablowali klawiszowi, gdzie ten wibrator jest przechowywany. A czym ja mam straszyć? Tomahawk to przy tym nic, zero. Jestem już tym wszystkim zmęczony, zdruzgotany i wyczerpany. Chętnie pójdę do pracy w jakieś spokojne miejsce. A do tego dworca ma prawo! Otóż wraz z żoną Klarą przebywałem w Szczawnie-Zdroju od 22 maja do 3 lipca 1907 roku. Mieszkałem w obecnym sanatorium Zacisze na ulicy Okrężnej. Pobyt w uzdrowisku pomógł mi poprawić stan zdrowia. Wpisałem się do pamiątkowej księgi i zrobiłem sobie pamiątkowe zdjęcie. Sam duch przewodniczący powiedział, ze Szczawienko to blisko Szczawna więc może ja mógłbym objąć stanowisko ducha na dworcu. Tym bardziej, że jako Old Shatterhand...
- Nie kłam – zwrócił uwagę Casper.
- Dobrze, będę mówiłam prawdę. Więc jako... to znaczy mój bohater, biały brat Winnetou, budował kolej na Dzikim Zachodzie. Temat kolejnictwa nie jest mi zatem obcy.
Casper spojrzał duchowi Karola Maya prosto w oczy:
- W porządku. Nie widzę przeszkód w powierzeniu ci tego stanowiska, ale... W związku z tym, że często kłamiesz, na razie będziesz tam tylko na stażu. Zobaczę jak będziesz się sprawował. Kończymy dzisiejsze obrady.
Duch Karola uśmiechnął się od ucha do ucha.

Minęły dwa miesiące. Casper postanowił sprawdzić, jak sprawuje się duch na wałbrzyskim dworcu. Pojawił się tam przed przed dwudziestą drugą. Schwał się w dużym drzewku rosnącym w wielkiej doniczce na środku poczekalni. Właśnie wpadł do niej zdyszany pasażer. Niestety, pociąg do Jeleniej Góry właśnie odjechał. Następny bedzie za dwie godziny. Mężczyzna usiadł obok palmy i cicho zaklął. Był zmęczony. Przymknął oczy.
I wtedy obok niego rozległ się cichy głos:
„Wyjąłem zwinięty kosmyk włosów, wyprostowałem i podałem Winnetou. W pierwszej chwili sięgnął po nie ręką, lecz nie dotknął, zaskoczony zupełnie tą niespodzianką cofnął się o krok i zawołał:
- To moje włosy! Kto ci je dał?
- Inczu-czuna wspominał, że byliście przywiązani do drzew, gdy naraz dobry Wielki Duch zesłał wam niewidzialnego wybawcę. Tak, było on niewidzialny, gdyż nie mógł się pokaząć Kiowom, lecz teraz nie ma już potrzeby kryć się przed nimi. Teraz już chyba uwierzysz, że byłem zawsze twym przyjacielem, a nie wrogiem.” (Winnetou t. I, str. 269 Nasz Księgarnia 1969)
Cichy głos ducha Karola Maya brzmiał dalej opowieścią o dzielnym wodzu i jego białym bracie... słuchał go uśpiony pasażer, siedzący obok niego wódz Winnetou i Zbyszko z Bogdańca....


Wróć
dodaj komentarz | Komentarze: