Po trzech miesiącach w biurze polskiego piekiełka panował nastrój przygnębienia, załamania, depresji i wszelkiego tego typu nastrojów. Przybył Baalam, w towarzystwie Azazela i Behemota, by ostatecznie zamknąć rozdział zwany PP.
- Balaamie, prezydencjo nasza, daj nam jeszcze z pół roku, załatwimy wszystkie formalności i zbudujemy ten reaktor atomowy – prosił płaczący Boruta.
- Nic z tego, niedługo przybędą do nas z oficjalną wizytą diabły z Marsa i Wenus, czyli geje i lesbijki. To wrażliwe istoty i oczekują humanitarnego traktowania grzeszników oraz stosowania norm ekologicznych. A co ja im pokażę? Smażenie na węglu? Przypalanie na grillu?
- A muszą nas oglądać? – zapytał nieśmiało Rokita – Może tak udać, że nas nie ma?
Azazel pokręcił głową:
- Nie da rady. Zajmujecie tereny, na których już lądowali ich poprzednicy. Ostatnio było to w latach czterdziestych minionego stulecia. Sztolnie, które zajmujecie wykonali właśnie Marsjanie. Mieli pakt z takim jednym małym z małym wąsikiem. Będą chcieli je obejrzeć.
Baalam rozsiadł się wygodnie w fotelu Boruty:
- Ale dlaczego nie udało się wam zmodyfikować piekła? Pomysł z reaktorem atomowym Lorda Voldemorta był całkiem niezły....
Polskie diabły ciężko westchnęły.
- Bo to było tak....- zaczął Rokita – Zgodnie z obowiązującymi na naszym terenie przepisami administracyjnymi musieliśmy wystąpić do Zarządu Administracji Regionalnej Aktywami Zasobnych Antychrystów (w skrócie ZARAZA) o zgodę na wybudowanie reaktora. Okazało się jednak, że na naszym terenie nie ma Piekielnego Planu Zagospodarowania Przestrzennego i trzeba złożyć wniosek o przyznanie warunków zabudowy. Złożyliśmy. Kazano nam czekać. Żeby nie czekać bezużytecznie poszukaliśmy na Dolnym Śląsku złóż uranu. Okazało się, że są w Kletnie, w okolicach Masywu Śnieżnika. Niestety, nie można ich eksploatować.
- Niby dlaczego nie? – zapytał Behemot.
- Bo to park krajobrazowy, w pobliżu jest jaskinia, której wydobywanie czegokolwiek zaszkodzi, bo ekologiczna. Próbowaliśmy paktować z ludźmi od tej jaskini, ale nic z tego. To ekolodzy, a ci jak wiadomo – beton. Znaleźliśmy drugie złoże, w Kowarach. Tam poszło nam wręcz znakomicie. Zamiast ekologów byli normalni przedsiębiorcy i wytargowaliśmy całkiem niezłe warunki. Udało nam się nawet rozwiązać problem z transportem uranu na teren naszego piekła oraz ze składowiskiem odpadów promieniotwórczych.
- A jak? – zapytał zainteresowany Azazel.
- Są jeszcze normalni ludzie na świecie, którzy chętnie podpisują pakty z diabłami. To politycy. Powiedzieli, że załatwią pociągi pod specjalnym nadzorem, przewożący niby to ważnego polityka, a w rzeczywistości – uran. A składowisko na odpady, czyli Mo Bruk już mamy – wyjaśnił Boruta.
Rokita kontynuował:
- Materiał budowlany na reaktor też załatwiliśmy, paru fizyków jądrowych w piekle znaleźliśmy i można było zaczynać. Poszliśmy więc do ZARAZ-y po warunki zabudowy. Nie było ich. Okazało się, że do wydania warunków potrzebne są pisma z Energetyki Piekielnej w sprawie przyłączenia do sieci energetycznej, z Wodociągów Piekielnych w sprawie budowy zbiornika wodnego do chłodzenia reaktora i przyłączenia do sieci wodociągowej, z Kanalizacji Piekielnej w sprawie przyłączenia do kanalizacji, z Sanepidu ....
- Też piekielnego? – zapytał Baalam.
Boruta machnął ręką:
- To bez znaczenia. Sanepid jest jeden.
Rokita kontynuował:
- Potrzebny był również akt notarialny o posiadanym prawie do dysponowania nieruchomością na cele budowlane.
Trzy hebrajskie diabły okazały wielkie zdziwienie:
- A co to jest?
- My też nie wiedzieliśmy. Chodzi o to, żeby udokumentować, że teren piekła jest naszym terenem i posiadamy go w np. wyniku nabycia spadku lub umowy dzierżawy. Okazało się, że tego nie mamy. Trzeba było wyjąć z kotła adwokata, żeby coś poradził. Ten kazał odnaleźć Lucyfera, żeby potwierdził, iż dał nam to piekło w spadku. Musieliśmy również zdobyć zezwolenie konserwatora zabytków, bo piekło już stare i zabytkowe. Resztę formalności załatwiał Smętek.
Dopuszczony do głosu Smętek wyciągnął z teczki plik papierów:
- Oto co załatwiliśmy: uzgodnienie wjazdu do reaktora, badanie gruntów z określeniem poziomu wód gruntowych, dokument o odrolnieniu działki, ocena oddziaływania budowli na środowisko, zgoda sąsiadów na przeprowadzenie inwestycji na naszym terenie, warunki zabezpieczenia terenu budowy i prowadzenia robót budowlanych, plan budowy zaplecza socjalnego. Brakuje nam mapki własnościowej z wpisem do rejestru gruntów, nie mamy aktu własności, bo Lucyfera nasi agenci dalej szukają. Ciągle brakuje pism z Energetyki, Wodociągów i Kanalizacji Piekielnej. Sanepid dał się przekupić. W Zarządzie powiedziano nam, że za pół roku może otrzymamy warunki zabudowy i zagospodarowania terenu, więc gdybyśmy mieli tak te pół roku....może tego Lucyfera znajdziemy....
W biurze zaległa cisza. Przerwał ją dzwonek komórki Boruty:
- Tak...No nie...- jęknął – Zapisuję – nagryzmolił coś na kartce papieru – Dobrze....Dzwonili z Zarządu. Warunki zabezpieczenia terenu budowy są na druku A 10, a powinny być na druku A 10/1, dokument o odrolnieniu działki jest na C 12, a powinien być na C 13....Trzeba jeszcze raz załatwić te dokumenty...Znowu wydatki, znowu kolejki w urzędach, znowu znaczki skarbowe....
Baalam podrapał się po głowie:
- Skąd na waszym terenie w ogóle wzięła się ta ZARAZA? – zapytał zaciekawiony.
Boruta wzruszył ramionami:
- Nie wiem. Jakoś sama z siebie tak wyrosła. Taki samorodek piekielny.
- A kto tam rządzi?
- No, urzędnicy, naczelnicy, sekretarki, asystenci, stażyści, dyrektorzy, kierownicy ....
- Aha....Wiecie co....Podoba mi się to! – krzyknął z radością Baalam – Naturalny diabelski samorodek! To lepsze piekło niż matrixy, Syberie, seriale i kremacje. Proponuję zostawić te PP z masą niezałatwionych dokumentów. Niech grzesznicy za karę załatwiają i przypalają się nadal, jeśli nie załatwią.
- Podwójna kara! – zaśmiał się Behemot.
- To znaczy, że zostajemy? – dopytywał się Boruta.
- Zostajecie, zostajecie. Załatwiajcie te zezwolenia, dokumenty i dalej palcie grzeszników.
W tej chwili rozległo się pukanie do drzwi. Wszedł Lord Voldemort:
- Przyszedłem dowiedzieć się jak negocjacje? Będzie nadal smażenie?
Boruta poklepał go po plecach:
- Będzie, będzie, ale najpierw trzeba załatwić dwa dokumenty: warunki zabezpieczenia terenu budowy na druku A 10/1 oraz dokument o odrolnieniu działki na druku C 13....
Hebrajskie diabły wyszły z biura.
- A jeśli załatwią wszystkie dokumenty co zrobimy? – zaniepokoił się Azazel.
Baalam roześmiał się:
- Wiecie dlaczego mam prezydencję w MOW-ie? Bo jestem mądrzejszy od was. Ta ZARAZA jako samorodek będzie się nieustannie rozwijała i wytwarzała nowe druki i przepisy. Zanim polskie diabły zdobędą wymagane dokumenty, już będę one przestarzałe. A poza tym nigdy nie zdobędą aktu notarialnego o posiadanym prawie do dysponowania nieruchomością.
- Dlaczego? Przecież szukają Lucyfera – zdziwił się Behemot.
- Właścicielem piekieł jest ....- wskazał palcem na górę – a on aktów notarialnych nie wydaje.
pamięci Kazimierza Sosnkowskiego (1)
utwór nagrodzony III nagrodą w V Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim „O złota gałązkę jabłoni” w Łososinie Dolnej w 2023 roku (w zestawie z utworami „Miłość w sadzie” i „Jabłonka”).
Opowiadanie zostało wyróżnione w Przeglądzie Twórczości Dzieci i Młodzieży (kategoria - dorośli) „Lipa 23” w Bielsku - Białej, ukazało się w wydawnictwie pokonkursowym ISBN 978-83-964598-1-7.
(Pierwsze miejsce w konkursie literackim "Co się może zdarzyć w nowej bibliotece po remoncie?" organizowanym przez Miejską Bibliotekę Publiczną w Szczawnie Zdroju).
Zosia weszła do biblioteki. Wyremontowany budynek, stojący obok legendarnego sanatorium „Dąbrówka” w Szczawnie Zdroju, przyciągał świeżością ścian i magią papierowych książek. Te grzecznie stały na półkach i wyciągały swe strony ku czytelnikowi. Zosia miała wrażenie jakby chciały ją chwycić i porwać w świat drukowanych liter. Lubiła siadać na podłodze pomiędzy półkami i marzyć o życiu ukrytym przed oczyma innych. Pani bibliotekarka znała rozmarzoną dziesięciolatkę i zawsze uśmiechała się na jej widok. Obie czuły to samo, świat książek to ich świat. Tym razem dziewczynka zatrzymała się przy półce z nazwiskami pisarzy na M.
(czyli historia zniknięcia starego zawodu)
(opowiadanie jest wersją autorską tekstu nagrodzonego w konkursie z okazji 100 lecia powstania klubu sportowego Lech Poznań, wydanego przez Wydawnictwo Miejskie Posnania ISBN 978-83-7768-320-0 w 2022 roku)
(czyli historia zniknięcia starego zawodu)
- I jak tu żyć? - zapytał Stary nie wiedząc, że owe pytanie stanie się symbolem epoki, która nadejdzie.
- Może na czas zimy wziąć urlop? - zaproponował Czarny.
- Jaki urlop, jaki urlop! - oburzył się Maniek zwany Białym – Przecież pralka mi się popsuła. Zarabiać muszę.
- Ja chcę się dziewczynie oświadczyć. Najpierw pierścionek, potem wesele jakieś trzeba zrobić... - wymamrotał Młody.
- Idę do kibla, zamówię jeszcze po piwie – rzekła wstając z krzesła Stary.