Druga połowa września. To znak, że ruszam nad morze. Nie, nie nad ciepłe - nad nasze, polskie, nad Bałtyk. Kocham je właśnie we wrześniu. Modny kurort wczasowy, jakim jest Ustka, wycisza się. Mniej ludzi, mniej hałasu, główną atrakcją jest morze. Nieobliczalne morze. Czasami spokojne, czasami szalejące, czasami groźne. Uspakaja mnie. Odpoczywam. Oddycham jodem i wolnością. Rozmawiam z tymi, z którymi chcę. Idę tam, gdzie chcę.
Kiedyś wybrałam się do Ustki z Kulką. Kulka to takie jamnikowate wielorasowe zwierzątko na czterech łapkach. Moje zwierzątko.
Owej jesieni wysiadłyśmy z samochodu mego syna. Zajęłyśmy jednoosobowy pokój w pensjonacie. Sunia biegała po pokoiku i obwąchiwała każdy kąt. Co chwilę patrzyła na mnie pytającym wzrokiem.
- Jesteśmy nad morzem – próbowałam jej wyjaśnić.
Na podłodze rozłożyłam jej koc. Poleżała przez moment. Ale ciągle patrzyła na wersalkę. No tak, rozpieszczony pies... na twardej podłodze nie poleży, w domu sypia na fotelu... Przeniosłam koc na swoje „spanie”. Było już lepiej, ale poczucie obcego miejsca nie opuściła mego pieska. Chodziła za mną do łazienki, dreptała przy stole.
Po rozpakowaniu walizki, wypiciu kawy ( to znaczy ja wypiłam, Kulka kawy nie lubi) poszłyśmy nad brzeg morza. Zawieszona na budynku poczty flaga łopotała na wietrze. Znaczy się wieje. Na plaży znalazłam niewielki kij i rzuciłam do wody. Piesek nie chciał podejść do fal. Brązowe oczka bały się. Poszłyśmy dalej morskim brzegiem. Zrobiłam kilka zdjęć. Szum wody i wiatru zagłuszył we mnie wszystkie problemy tego świata.
Pogoda pogarszała się. Fale coraz mocniej uderzały o falochron. Usiadłam na schodach prowadzących na plażę. Inni już siedzieli i wpatrywali się we wzburzone morze.
- Potężna siła przyrody. Masa energii. – oznajmił pan w sztrukasach.
- Tylko wielkość Stwórcy porusza tak wielką wodą – dodała pani w spódniczce.
- Natura jest wolna. Robi co chce i człowiek jej nie zniewoli – to pani w spodniach.
- Żaden artysta nie wymyśli takiego ruchu fal – pan w dżinsach.
- No, ostro te fale napier....ją – dresiarz z piwem w ręku.
Wszystkie głowy przytaknęły. Młodzieniec w dresach nikogo nie przeraził, nie zbulwersował. Po prostu – wyraził swój zachwyt nad pięknem groźnego morza. Wyraził to językiem, jakim potrafił.
Tego wieczora zasnęłam jak przysłowiowe niemowlę. Kulka też skuliła się w kłębuszek obok moich stóp. Rano, zanim otworzyłam oczy, poczułam ciepło na piersiach i lekki, spokojny oddech w pobliżu moich ust. Delikatnie podniosłam powieki.
Leżałam na boku z jedną ręką wyciągnięta do przodu i zgięta w łokciu, drugą obejmowałam poduszkę. W przestrzeni między moimi rękami znajdowała się mała ruda główka.... Małe zgięte łapki delikatnie dotykały piersi, a reszta ciałka również wtulona była we mnie. Miałam wrażenie, że trzymam w ramionach małe dziecko...
Po paru sekundach Kulka otworzyła oczy. Liznęła mnie po ręce i spojrzała mi prosto w oczy. W jej brązowych oczach ujrzałam to, o czym piszą i mówią miłośnicy psów: miłość, oddanie, a przede wszystkim poczucie bezpieczeństwa w obcym miejscu.
I to taki fajny czas w moim życiu…. Chyba tak jest w raju.... piękna i wolna przyroda, mądrzy wrażliwi ludzie, dresiarze też, małe zwierzątko i spokój ....święty spokój.
pamięci Kazimierza Sosnkowskiego (1)
utwór nagrodzony III nagrodą w V Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim „O złota gałązkę jabłoni” w Łososinie Dolnej w 2023 roku (w zestawie z utworami „Miłość w sadzie” i „Jabłonka”).
Opowiadanie zostało wyróżnione w Przeglądzie Twórczości Dzieci i Młodzieży (kategoria - dorośli) „Lipa 23” w Bielsku - Białej, ukazało się w wydawnictwie pokonkursowym ISBN 978-83-964598-1-7.
(Pierwsze miejsce w konkursie literackim "Co się może zdarzyć w nowej bibliotece po remoncie?" organizowanym przez Miejską Bibliotekę Publiczną w Szczawnie Zdroju).
Zosia weszła do biblioteki. Wyremontowany budynek, stojący obok legendarnego sanatorium „Dąbrówka” w Szczawnie Zdroju, przyciągał świeżością ścian i magią papierowych książek. Te grzecznie stały na półkach i wyciągały swe strony ku czytelnikowi. Zosia miała wrażenie jakby chciały ją chwycić i porwać w świat drukowanych liter. Lubiła siadać na podłodze pomiędzy półkami i marzyć o życiu ukrytym przed oczyma innych. Pani bibliotekarka znała rozmarzoną dziesięciolatkę i zawsze uśmiechała się na jej widok. Obie czuły to samo, świat książek to ich świat. Tym razem dziewczynka zatrzymała się przy półce z nazwiskami pisarzy na M.
(czyli historia zniknięcia starego zawodu)
(opowiadanie jest wersją autorską tekstu nagrodzonego w konkursie z okazji 100 lecia powstania klubu sportowego Lech Poznań, wydanego przez Wydawnictwo Miejskie Posnania ISBN 978-83-7768-320-0 w 2022 roku)
(czyli historia zniknięcia starego zawodu)
- I jak tu żyć? - zapytał Stary nie wiedząc, że owe pytanie stanie się symbolem epoki, która nadejdzie.
- Może na czas zimy wziąć urlop? - zaproponował Czarny.
- Jaki urlop, jaki urlop! - oburzył się Maniek zwany Białym – Przecież pralka mi się popsuła. Zarabiać muszę.
- Ja chcę się dziewczynie oświadczyć. Najpierw pierścionek, potem wesele jakieś trzeba zrobić... - wymamrotał Młody.
- Idę do kibla, zamówię jeszcze po piwie – rzekła wstając z krzesła Stary.