sowie

Basket and witches czyli sposób na uratowanie polskiej koszykówki

Ostatnio komentowane
Publikowane na tym serwisie komentarze są tylko i wyłącznie osobistymi opiniami użytkowników. Serwis nie ponosi jakiejkolwiek odpowiedzialności za ich treść. Użytkownik jest świadomy, iż w komentarzach nie może znaleźć się treść zabroniona przez prawo.
Data newsa: 2014-03-18 13:35

Ostatni komentarz: …. Bardziej zwróciłabym uwagę na brudne stopy kobiety, aniżeli na brudna sierść psa.
dodany: 2022.03.30 20:12:36
przez: Diane
czytaj więcej
Data newsa: 2020-10-20 09:42

Ostatni komentarz: super...szkoda, że nie napisałaś jaki kościół w Wałbrzychu. PIsz dalej na na koniec roku książka. ja swoją szykuję na i półeocze...
dodany: 2021.01.18 11:09:17
przez: obba
czytaj więcej
Data newsa: 2013-04-05 13:21

Ostatni komentarz: Świetne...gratuluję...czas na książkę.

dodany: 2021.01.15 08:45:03
przez: adam
czytaj więcej
Data newsa: 2020-10-20 09:40

Ostatni komentarz: Mój tata też należał do ZBOWiD-u. Pełnił tam jakaś funkcję. Wspominal, że do ZBOWiD-u dla korzyści materialnych zapisują się osoby, których w tamtych czasach nie było na świecie. 😊
dodany: 2020.11.14 09:25:09
przez: Bozena
czytaj więcej
Data newsa: 2011-05-15 20:15

Ostatni komentarz: Boże, który mieszkasz w Wałbrzychu.............

Wspaniałe!!!
dodany: 2019.03.20 19:01:12
przez: Darek
czytaj więcej
Data newsa: 2016-09-13 16:01

Ostatni komentarz: Super! Bardzo miło się czyta
dodany: 2017.01.06 22:01:25
przez: Jan
czytaj więcej
Data newsa: 2013-04-05 13:18

Ostatni komentarz: Historia jedna z wielu ale prawdziwa.
Panowie w pewnym wieku szukają
gosposi i pielęgniarki.
dodany: 2015.10.02 15:09:05
przez: stokrotka
czytaj więcej
Kartki z pamiętnika żywego nietrupa
2015-02-19 16:52

Niedziela
Obudziłam się w mrocznym pokoju. Przez brudne okno przenikały ślady światła. Był dzień. Przy trzech drzewach rosnących na trawniku stało kilka osób. Rękawem wytarłam szybę. Rozpoznałam swoich znajomych, z którymi zabalowaliśmy z soboty na niedzielę. Kiedy powoli wracała mnie ostrość wzroku, zauważyłam, że jednak coś z nimi nie tak. Brudni, z ranami na ciele, szarpanymi, ciętymi i obtartymi patrzyli białymi oczyma w niebo. Wydawali bliżej nieokreślone dźwięki. Co chwilę wykonywali ruchy znane mi z horrorów.... Rety, oni byli tymi, co starszą, oni stali się zoombi!
Wcisnęłam się w kąt pokoju. Próbowałam myśleć. Co się wczoraj wydarzyło? Nie pamiętam. Przerwa w życiorysie. Urwany film. Jeśli ucharakteryzowali się i robię sobie ze mnie jaja, to w porzo i spoko. Ale jeśli naprawdę stali się żywymi trupami.... Wiem, cokolwiek by nie było, muszę się do nich dostosować. Najpierw charakteryzacja.... gdzie moja torebka? Nie mam. Muszę zdobyć jakiś puder, cienie, tusze i szminki.


Poniedziałek
Udało się! Odważyłam się otworzyć drzwi. Było tam drugie pomieszczenie, przypominające miejsce naszej imprezy. Wyglądało okropnie! Krew i butelki po alkoholu. Na szczęście znalazłam torebki koleżanek i swoją. Zrobiłam odpowiednią charakteryzację. Wystraszyłam się samej siebie.
Zoombi wrócili pod drzewo i zaczęli wyć. Poczułam się głodna. Oni też. Jak wynika z posiadanej przeze mnie wiedzy, żywe trupy najchętniej jedzą ludzie mózgi. Muszę ocalić swój mózg!
I wreszcie coś zeżreć!

Wtorek
Znowu się udało. Dostałam się do kuchni i lodówki. Żołądek otrzymał porcję odpowiedniej strawy i poprosił o łazienkę. Tam znalazłam folię aluminiową. Przypomniałam sobie, że w jakimś filmie czapka z folii chroniła mózg. Trzeba zaryzykować. Czepek włożyłam na głowę. Wyjrzałam przez okno. Zoombi stali, wyli i ruszali się w sobie znanym rytmie. Rozpoczął się u nich proces gnicia. Koledze odpadł nos, koleżance ucho. Ciekawe czy mój chłopaka ma wszystko?

Środa
Postanowiłam opuścić kryjówkę. Potrafiłam już chodzić jak zoombi, wyć jak zoombi i ruszać się jak zoombi. Wyszłam na zewnątrz. Dostrzegli mnie. Zaczęli się powoli zbliżać. Zawyłam. Stanęli. Zawyłam ponownie. Ruszyli. Pierwszy szedł mój chłopak. Już zauważyłam. Nie miał wszystkiego. Chwycił mnie za ramię. Zawył. Odpowiedziałam odwyciem. Zabrali mnie na parking, gdzie stały samochody. Wsiedliśmy do jednego. Samochód zawył. Odwyliśmy. Samochód ruszył. Dojechaliśmy do wielkiego domu. Tam też były zoombi. Wszędzie żywe trupy, wszędzie kawałki ich odpadającego i gnijącego ciała, wszędzie smród.

Sobota
Nadal jestem z nimi. Rozpadają się. Temu odleciały policzki, tamtemu kawałek dupy. Wyją z rozpaczy. Mózgów nie jedzą. Są wegetarianami. Zapewne liczą na dobroczynny wpływ roślin na ich wygląd, gdyż na ścianie wisi plakat roślinki jako produkt zapewniający młody wygląd. Współczuję im.

Niedziela
Zauważyli, że ja się nie starzeję. Nic mi nie odpada, cerę mam ładną. Boję się, żeby nie wydało im się to podejrzane.

Poniedziałek
Wydało im się podejrzane. Otoczyli mnie kręgiem i zawyli pytająco. Nie miałam wyjścia. Pokazałam szminki, pudry, cienie. Wymalowałam twarz jednej z byłych dziewczyn, znaczy się zoombi – dziewczynie. Zabrałam ich na spacer po mieście. Pokazałam sklepy kosmetyczne. Zajrzeliśmy do budowlanych i z artykułami plastycznymi. Z dostępnych materiałów wykonaliśmy kilka nosów, uszu, pośladków. Poprzyczepialiśmy je w wiadomych miejscach. Zoombi zawyli radośnie.
Swemu chłopakowi kupiłam wiadomą rzecz w sexshopie. Przyczepiłam na stałe. Zrobiłam zapas baterii.
No i teraz mogę sobie spokojnie tu żyć.


Wróć
dodaj komentarz | Komentarze: