Niedziela
Obudziłam się w mrocznym pokoju. Przez brudne okno przenikały ślady światła. Był dzień. Przy trzech drzewach rosnących na trawniku stało kilka osób. Rękawem wytarłam szybę. Rozpoznałam swoich znajomych, z którymi zabalowaliśmy z soboty na niedzielę. Kiedy powoli wracała mnie ostrość wzroku, zauważyłam, że jednak coś z nimi nie tak. Brudni, z ranami na ciele, szarpanymi, ciętymi i obtartymi patrzyli białymi oczyma w niebo. Wydawali bliżej nieokreślone dźwięki. Co chwilę wykonywali ruchy znane mi z horrorów.... Rety, oni byli tymi, co starszą, oni stali się zoombi!
Wcisnęłam się w kąt pokoju. Próbowałam myśleć. Co się wczoraj wydarzyło? Nie pamiętam. Przerwa w życiorysie. Urwany film. Jeśli ucharakteryzowali się i robię sobie ze mnie jaja, to w porzo i spoko. Ale jeśli naprawdę stali się żywymi trupami.... Wiem, cokolwiek by nie było, muszę się do nich dostosować. Najpierw charakteryzacja.... gdzie moja torebka? Nie mam. Muszę zdobyć jakiś puder, cienie, tusze i szminki.
Poniedziałek
Udało się! Odważyłam się otworzyć drzwi. Było tam drugie pomieszczenie, przypominające miejsce naszej imprezy. Wyglądało okropnie! Krew i butelki po alkoholu. Na szczęście znalazłam torebki koleżanek i swoją. Zrobiłam odpowiednią charakteryzację. Wystraszyłam się samej siebie.
Zoombi wrócili pod drzewo i zaczęli wyć. Poczułam się głodna. Oni też. Jak wynika z posiadanej przeze mnie wiedzy, żywe trupy najchętniej jedzą ludzie mózgi. Muszę ocalić swój mózg!
I wreszcie coś zeżreć!
Wtorek
Znowu się udało. Dostałam się do kuchni i lodówki. Żołądek otrzymał porcję odpowiedniej strawy i poprosił o łazienkę. Tam znalazłam folię aluminiową. Przypomniałam sobie, że w jakimś filmie czapka z folii chroniła mózg. Trzeba zaryzykować. Czepek włożyłam na głowę. Wyjrzałam przez okno. Zoombi stali, wyli i ruszali się w sobie znanym rytmie. Rozpoczął się u nich proces gnicia. Koledze odpadł nos, koleżance ucho. Ciekawe czy mój chłopaka ma wszystko?
Środa
Postanowiłam opuścić kryjówkę. Potrafiłam już chodzić jak zoombi, wyć jak zoombi i ruszać się jak zoombi. Wyszłam na zewnątrz. Dostrzegli mnie. Zaczęli się powoli zbliżać. Zawyłam. Stanęli. Zawyłam ponownie. Ruszyli. Pierwszy szedł mój chłopak. Już zauważyłam. Nie miał wszystkiego. Chwycił mnie za ramię. Zawył. Odpowiedziałam odwyciem. Zabrali mnie na parking, gdzie stały samochody. Wsiedliśmy do jednego. Samochód zawył. Odwyliśmy. Samochód ruszył. Dojechaliśmy do wielkiego domu. Tam też były zoombi. Wszędzie żywe trupy, wszędzie kawałki ich odpadającego i gnijącego ciała, wszędzie smród.
Sobota
Nadal jestem z nimi. Rozpadają się. Temu odleciały policzki, tamtemu kawałek dupy. Wyją z rozpaczy. Mózgów nie jedzą. Są wegetarianami. Zapewne liczą na dobroczynny wpływ roślin na ich wygląd, gdyż na ścianie wisi plakat roślinki jako produkt zapewniający młody wygląd. Współczuję im.
Niedziela
Zauważyli, że ja się nie starzeję. Nic mi nie odpada, cerę mam ładną. Boję się, żeby nie wydało im się to podejrzane.
Poniedziałek
Wydało im się podejrzane. Otoczyli mnie kręgiem i zawyli pytająco. Nie miałam wyjścia. Pokazałam szminki, pudry, cienie. Wymalowałam twarz jednej z byłych dziewczyn, znaczy się zoombi – dziewczynie. Zabrałam ich na spacer po mieście. Pokazałam sklepy kosmetyczne. Zajrzeliśmy do budowlanych i z artykułami plastycznymi. Z dostępnych materiałów wykonaliśmy kilka nosów, uszu, pośladków. Poprzyczepialiśmy je w wiadomych miejscach. Zoombi zawyli radośnie.
Swemu chłopakowi kupiłam wiadomą rzecz w sexshopie. Przyczepiłam na stałe. Zrobiłam zapas baterii.
No i teraz mogę sobie spokojnie tu żyć.
pamięci Kazimierza Sosnkowskiego (1)
utwór nagrodzony III nagrodą w V Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim „O złota gałązkę jabłoni” w Łososinie Dolnej w 2023 roku (w zestawie z utworami „Miłość w sadzie” i „Jabłonka”).
Opowiadanie zostało wyróżnione w Przeglądzie Twórczości Dzieci i Młodzieży (kategoria - dorośli) „Lipa 23” w Bielsku - Białej, ukazało się w wydawnictwie pokonkursowym ISBN 978-83-964598-1-7.
(Pierwsze miejsce w konkursie literackim "Co się może zdarzyć w nowej bibliotece po remoncie?" organizowanym przez Miejską Bibliotekę Publiczną w Szczawnie Zdroju).
Zosia weszła do biblioteki. Wyremontowany budynek, stojący obok legendarnego sanatorium „Dąbrówka” w Szczawnie Zdroju, przyciągał świeżością ścian i magią papierowych książek. Te grzecznie stały na półkach i wyciągały swe strony ku czytelnikowi. Zosia miała wrażenie jakby chciały ją chwycić i porwać w świat drukowanych liter. Lubiła siadać na podłodze pomiędzy półkami i marzyć o życiu ukrytym przed oczyma innych. Pani bibliotekarka znała rozmarzoną dziesięciolatkę i zawsze uśmiechała się na jej widok. Obie czuły to samo, świat książek to ich świat. Tym razem dziewczynka zatrzymała się przy półce z nazwiskami pisarzy na M.
(czyli historia zniknięcia starego zawodu)
(opowiadanie jest wersją autorską tekstu nagrodzonego w konkursie z okazji 100 lecia powstania klubu sportowego Lech Poznań, wydanego przez Wydawnictwo Miejskie Posnania ISBN 978-83-7768-320-0 w 2022 roku)
(czyli historia zniknięcia starego zawodu)
- I jak tu żyć? - zapytał Stary nie wiedząc, że owe pytanie stanie się symbolem epoki, która nadejdzie.
- Może na czas zimy wziąć urlop? - zaproponował Czarny.
- Jaki urlop, jaki urlop! - oburzył się Maniek zwany Białym – Przecież pralka mi się popsuła. Zarabiać muszę.
- Ja chcę się dziewczynie oświadczyć. Najpierw pierścionek, potem wesele jakieś trzeba zrobić... - wymamrotał Młody.
- Idę do kibla, zamówię jeszcze po piwie – rzekła wstając z krzesła Stary.