Wanda roześmiała się.
- Teraz możecie polać.
Stasia napełniła do połowy kieliszki:
- Świat nas olewa, nie chce nic od nas, nie jesteśmy już jemu potrzebne. Ludzie mają nas w głębokim poszanowaniu czyli w dupie. Na co komu nasze doświadczenie, nasza wiedza...Dziś wszystko wszyscy mają w internecie. No i niech se mają. My już pewnie zrobiłyśmy wszystko dla tego świata, skoro on nas nie chce.
- No właśnie, to człowieka dobija...- westchnęła Kaśka.
- No to niech przestaną dobijać! Świat nas ma gdzieś, to i my zacznijmy mieć go gdzieś!
- Gdzie? – cicho zapytała Stasia.
Wanda i Kasia bez uzgadniania wrzasnęły:
- W dupie!
Jak to w dupie? Koleżanki spojrzały na Wandę, która podniosła kieliszek i wypiła zawartość. Uczyniły to samo.
- O to właśnie chodzi. Co nas obchodzi rzeczywistość, która nas nie chce, bo uważa się za mądrzejszą? Jak Kuba bogu, tak bóg Kubie. Jak świat nam, tak my jemu.
- To znaczy olać? – dopytywała się Kaśka.
Koleżanki przytaknęły.
- A co będziemy miały z tego, jak olejemy?
- Święty spokój. A jak będziemy miały święty spokój, to będziemy mogły zająć się sobą.
- A co my możemy robić ze sobą? – Stasia zerknęła na pusty kieliszek. - Racja, można się napić. Z wiekiem na wirnik w głowie potrzeba mniej alkoholu. W młodości to się człowiek musiał namęczyć, by się upić...
- Chyba teraz możemy robić wiele rzeczy, których nie mogłyśmy wcześniej...Możemy napyskować swojemu dyrektorowi....
- Brawo Staśka! – krzyknęła Wanda – Co jeszcze możemy?
- Wejść bez kolejki do wydziału komunikacji! A niech spróbują wywalić starszą panią! – zaproponowała Kasia.
- Możemy mieć sklerozę i nie pamiętać spraw, o których nie chcemy pamiętać. Nawet, gdyby zrobiono nam tomografię mózgu, to i tak wykaże ono zmiany, bo stare jesteśmy! – dodała Stasia.
- Albo możemy iść do opieki społecznej po darmową żywność i ubrania, bo do tego nasze renty i emerytury są wystarczająco niskie – dorzuciła Kaśka.
- Możemy zrobić Halloween i postawić dynię na stół! – ryknęła Wanda.
Zaległa cisza.
- Ale dyni w wigilię święta zmarłych nie można....- przypomniała sobie Kaśka.
- A wódkę to można?
Ponownie zaległa cisza. Wanda uśmiechnęła się.
- Do roboty dziewczyny!
Dynia została wtoczona do kuchni i postawiona wspólnym wysiłkiem na stole. Wanda wręczyła wcześniej przygotowane noże. Rozpoczął się proces przygotowywania dyni do święta duchów. Wanda dokonała trepanacji czaszki czyli odcięła kawałek górnej części, by dostać się do środka. Kaśka zaczęła wydobywać pestki. Stasia przymierzała się z nożem do oświecenia dyni. Zaczęła kroić oczy, to znaczy otwory na oczy. Jedno oko wyszło jej większe, ale co tam. Każda z obecnych korzystała już z okularów, zatem i oczy dyni nie musiały być idealne. Usta wyrzeźbiła Wanda. Straszyły krzywymi zębami i poważnymi dziurami wokół nich. Też prawidłowo. Przygotowujące ją do halloweenowego rytuału też kobiety nie miały kompletnego uzębienia. Śmiały się przy tej niezwykłej pracy, popiskiwały niczym nastolatki podczas pierwszej randki.
Wycinanie i wydłubywanie nie trwało długo. Wielka dynia stanęła na ławie obok butelki „Żołądkowej”, pośród kieliszków i zagrychy w postaci koreczków. Wanda włożyła do środka zapaloną świeczkę. Po raz któryś tego wieczoru zaległa cisza. Dojrzałe dziewczyny niepewnie wpatrywały się w owoc. Po raz pierwszy na żywo widziały wielką dynię przygotowaną na przedziwne obce święto. Wyskoczy z niego szatan, czy nie wyskoczy? Nastąpi apokalipsa, czy też nie....Nic się nie działo. Płomień świecy stawał się coraz większy, aż ustatkował się i świecił spokojnie.
- Polejmy i wypijmy po calaku – zadecydowała Kasia. Nalała koleżankom wódkę do kieliszków. Wypiła, potrząsnęła głową – No to kurwa możemy teraz wszystko i wszystkich pierdolić!
To potrząsnęło nawet Wandą. Kasia była najstarsza z nich, do tego wdowa i matka trójki dzieci, nie spodziewano się akurat po niej słów w języku łacińsko-kuchennym.
- No co się tak patrzycie, trochę seksu nie zaszkodzi. Przynajmniej w takiej postaci, jak nie mamy w innej.
W mieszkaniu Wandy rozległ się wielki śmiech.
- Co chcecie obejrzeć „Noc żywych trupów” czy „Frankensteina”? – zapytała gospodyni podchodząc do półki z filmami na DVD.
- Obejrzałabym Franka, ale tego starego....- westchnęła Stasia.
- Tego z Borysem Karloffem...W dzieciństwie strasznie się go bałam...- dodała Kasia.
- Nie ma sprawy, takie życzenia w Halloween się spełniają.
- Masz starego Franka! Niemożliwe! – krzyknęły z radości dojrzałe dziewczyny.
Na ekranie telewizora pojawił się najbardziej znany ze wszystkich Frankenseinów – Borys Karloff w wersji oczywiście czarno-białej, oczywiście jak za starych dobrych czasów.
Kiedy Borys-Franek wędrował po miasteczku siejąc spustoszenie, dojrzałe dziewczyny marzyły, by dostać się w łapy seksownego Franka. Ów zapewne wszystko miał zdecydowanie większe niż norma przewiduje, a zatem spotkanie z nim wcale nie byłoby takie straszne, jak niektórym moralistom się wydaje. I w momencie największego szczytowania mieszkańców opanowanego przez potwora miasteczka, znaczy się podpalania biednego Franka, do mieszkania wszedł syn Wandy. W dłoniach trzymał małą dynię ze styropianu. Stanął w drzwiach i lekko go przytkało. Zobaczył bowiem olbrzymią dynię ze świeczka w środku, pustą butelkę po „Żołądkowej” i szary ekran, po którym poruszała się karykatura człowieka. Wpatrywały się w niego trzy kobiety. Dzięki ciemności można był potraktować jako czarownice. Syn oczywiście odrzucił natychmiast myśl o siłach nieczystych, gdyż znał wszystkie trzy panie. Matka odwróciła na moment głowę od telewizora:
- Już po Halloween w klubie? Tak kiepsko? O, fajna dynia, postaw tu – wskazała miejsce obok talerza po koreczkach.
- Już koniec. Prawie wszyscy jutro wiozą rodziców na groby. Wypiliśmy po jednym piwie i na tym finisz.
Wszedł do swego pokoju.
- Biedna młodzież. Nawet w Halloween nie może się porządnie napić, bo musi nas wozić – rozczuliła się Kaśka.
- Jasne, my natomiast możemy się napić i obejrzeć stary dobry horror. Niech żyje emerytura! – krzyknęła Stasia podniecona wyczynami Frankensteina.
(opowiadanie zajęło pierwsze miejsce w "Konkursie na powiastkę/bajkę filozoficzną dla dzieci i młodzieży zorganizowanym przez ODN w Poznaniu w 2024 roku")
Dawno temu, może za górami i za lasami, ale na pewno przy ujściu rzeki Kaystros do Morza Egejskiego, leżało miasto Efez. Mówiono, że założycielem miasta był Androklos, syn ateńskiego króla Kodrosa. Ów królewicz wyruszył na wyprawę wojenną, ale wcześniej wyrocznia przepowiedział mu, że założy swoje miasto w miejscu, gdzie spotka rybę i dzika. I właśnie nad Kaystros spotkał rybaków piekących ryby. Jedna z ryb wpadła do ogniska. Iskry zapaliły pobliskie krzaki, a ogień wypłoszył z nich dzika. Właśnie w tym miejscu, na północnym zboczu góry Pion, powstało miasto nazwane Efezem. W tym też mieście, pięćset lat przed naszą erą, urodził się Heraklit, mędrzec i filozof.
Kto to filozof i co to filozofia...?
(opowiadanie otrzymało wyróżnienie w III edycji Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego Magia Futura w Krakowie w 2024 roku)
(opowiadanie otrzymało wyróżnienie w IV Edycji Konkursu Literackiego Pałac w Gądnie w 2023 roku, znajduje się w pokonkursowym wydawnictwie e-booka oraz na stronie
https://www.facebook.com/photo?fbid=774944041397427&set=a.517913603767140 )
(opowiadanie ukazało się w książce "Opowiedz o samotności", która ukazała się nakładem CD Media Poznań 2024 ISBN 978-83-951404-9-5)
(opowiadanie zostało przetłumaczone na język esperanto, ukazało się w "Zeszytach Białostockich" nr 13, ISBN 978-83-66137-79-0 str.101, do pobrania w pdf na
https://espero.bialystok.pl/wp-content/uploads/2023/12/13aj-bjalistokaj-kajeroj.pdf?v=9b7d173b068d )