sowie

Basket and witches czyli sposób na uratowanie polskiej koszykówki

Ostatnio komentowane
Publikowane na tym serwisie komentarze są tylko i wyłącznie osobistymi opiniami użytkowników. Serwis nie ponosi jakiejkolwiek odpowiedzialności za ich treść. Użytkownik jest świadomy, iż w komentarzach nie może znaleźć się treść zabroniona przez prawo.
Data newsa: 2014-03-18 13:35

Ostatni komentarz: …. Bardziej zwróciłabym uwagę na brudne stopy kobiety, aniżeli na brudna sierść psa.
dodany: 2022.03.30 20:12:36
przez: Diane
czytaj więcej
Data newsa: 2020-10-20 09:42

Ostatni komentarz: super...szkoda, że nie napisałaś jaki kościół w Wałbrzychu. PIsz dalej na na koniec roku książka. ja swoją szykuję na i półeocze...
dodany: 2021.01.18 11:09:17
przez: obba
czytaj więcej
Data newsa: 2013-04-05 13:21

Ostatni komentarz: Świetne...gratuluję...czas na książkę.

dodany: 2021.01.15 08:45:03
przez: adam
czytaj więcej
Data newsa: 2020-10-20 09:40

Ostatni komentarz: Mój tata też należał do ZBOWiD-u. Pełnił tam jakaś funkcję. Wspominal, że do ZBOWiD-u dla korzyści materialnych zapisują się osoby, których w tamtych czasach nie było na świecie. 😊
dodany: 2020.11.14 09:25:09
przez: Bozena
czytaj więcej
Data newsa: 2011-05-15 20:15

Ostatni komentarz: Boże, który mieszkasz w Wałbrzychu.............

Wspaniałe!!!
dodany: 2019.03.20 19:01:12
przez: Darek
czytaj więcej
Data newsa: 2016-09-13 16:01

Ostatni komentarz: Super! Bardzo miło się czyta
dodany: 2017.01.06 22:01:25
przez: Jan
czytaj więcej
Data newsa: 2013-04-05 13:18

Ostatni komentarz: Historia jedna z wielu ale prawdziwa.
Panowie w pewnym wieku szukają
gosposi i pielęgniarki.
dodany: 2015.10.02 15:09:05
przez: stokrotka
czytaj więcej
Pomnik przyjaciela
2023-10-13 09:33

(Pierwsze miejsce w konkursie literackim "Co się może zdarzyć w nowej bibliotece po remoncie?" organizowanym przez Miejską Bibliotekę Publiczną w Szczawnie Zdroju).

Zosia weszła do biblioteki. Wyremontowany budynek, stojący obok legendarnego sanatorium „Dąbrówka” w Szczawnie Zdroju, przyciągał świeżością ścian i magią papierowych książek. Te grzecznie stały na półkach i wyciągały swe strony ku czytelnikowi. Zosia miała wrażenie jakby chciały ją chwycić i porwać w świat drukowanych liter. Lubiła siadać na podłodze pomiędzy półkami i marzyć o życiu ukrytym przed oczyma innych. Pani bibliotekarka znała rozmarzoną dziesięciolatkę i zawsze uśmiechała się na jej widok. Obie czuły to samo, świat książek to ich świat. Tym razem dziewczynka zatrzymała się przy półce z nazwiskami pisarzy na M.


– Makuszyński, Mann, Mickiewicz, May.... - cicho odczytywała nazwiska - „Winnetou” ...
– Chcesz przeczytać moją książkę? - usłyszała pytanie.
Odwróciła głowę w prawo. Obok niej stał starszy człowiek z siwymi wąsami.
– A kim pan jest?
– Jestem Karol May, autor książki, którą trzymasz w ręce. Opowiada o losach Indian w dalekiej Ameryce w dawnych czasach.
– Chyba nie, wolałabym coś o naszym Szczawnie Zdroju... Napisał pan taką książkę?
– Nie, nie napisałem, mimo że byłem tutaj już w 1907 roku. Ale mam pomysł. Opowiem ci pewną historię, a potem ty będziesz mogła ją opisać!
Zosia uśmiechnęła się. Oboje usiedli na podłodze pomiędzy półkami....
„Zosiu, znasz pomnik psa, który znajduje się przed Parkiem Zdrojowym? Zapewne znasz też legendę o nim. Posłuchaj jej jeszcze raz....
Dawno temu, bo prawie pięćset lat minęło od tamtych wydarzeń, syn księcia Jerzy, pana na zamku w dalekim Brzegu, wybrał się ze swoim nauczycielem na konną przejażdżkę. Chłopiec miał poznać zwyczaje zwierząt panujące w puszczy na Śląsku Opolskim. Jechali wolno, przyglądając się krzewom i szukając śladów. Nasłuchiwali, czy w zaroślach nie czai się dzik lub niedźwiedź. I usłyszeli. Było to ciche skomlenie. Zatrzymali konie. Nauczyciel zsiadł i nakazał młodemu księciu milczenie. Sam podszedł do gąszczy, rozsunął gałęzie, spojrzał.
– Zejdź z konia wasza miłość i sam zobacz.... - powiedział smutnym głosem.
Jerzy ujrzał przygnębiający widok. Pośród połamanych gałęzi leżała nieżywa suka. Obok niej piszczał szczeniaczek.
– Broniła dziecka przed jakimś zwierzęciem. Udało się jej. Maluch żyje, ale co z tego... Kto go teraz wykarmi.... - wzdychał nauczyciel.
– Oj, nie martw się. Zabierzemy go na zamek i wychowamy – zadecydował młody pan.
Tak też się stało. Książęcy syn zaopiekował się psem. Karmił go, pielęgnował, uczył psich sztuczek. Nazwał psa Kanis, co po łacinie oznacza … pies. Kiedy umarł stary książę i Jerzy objął po nim władzę, dorosły już pies nie odstępował go na krok. Z jednym wyjątkiem.
Jerzy nie zabierał swego wiernego towarzysza na polowania. Książę obawiał się, iż Kanis może zginąć tak jak jego matka.... Kiedy więc ruszał poza mury, pies siadał na zamkowym krużganku i patrzył w stronę bramy, za którą zniknął jego pan. Gdy zaś ten zbliżał się do wrót, Kanis biegł na przywitanie machając ogonem. Jego radosne szczekanie rozlegało się po wszystkich komnatach i oznajmiało, że książę wraca.
I tak mijały lata. Jerzy ożenił się, miał gromadkę dzieci, które bardzo kochały Kanisa, ten też odwdzięczał się rodzinie za okazywane mu uczucie. A jak Jerzy opuszczał zamek, Kanis siadał na krużganku i nieruchomiał. Czekał.
Któregoś dnia, kiedy wyczuł, iż pan wraca, biedny pies zapomniał, że ma już swoje lata, siwe włosy i mniej siły niż ongiś.... Poderwał się i skoczył z balustrady wprost na dziedziniec. Upadł na kamienną nawierzchnię i przeraźliwie zawył. Zbiegła się służba, przybyła księżna pani wraz z dziećmi. Pochylili się nad biednym psem. Wkrótce wrota rozwarły się i wjechał Jerzy. Szybko zeskoczył z konia. Ujrzał Kanisa z połamanymi czterema łapami. Ten, mimo wielkiego bólu widocznego w jego oczach, lekko pomachał ogonem i otworzył pysk w swym psim uśmiechu.
Jerzy wziął psa na ręce. Zaniósł go do największej i najpiękniejszej komnaty, położył na najdelikatniejszych poduszkach. Zawołał medyka.
– Wasza miłość, nie da się uratować Kanisa.... Bardzo cierpi.
– A co możemy dla niego zrobić? - zapytał ze łzami w oczach książę.
– Możemy ulżyć mu w cierpieniu, uczynić, by cierpiał krócej.... Mam zioła, które sprawią, że Kanis spokojnie uśnie na zawsze... - wyszeptał medyk.
Jerzy spojrzał na stojącą przy drzwiach żonę i dzieci, na służącego, który ukradkiem wycierał łzy.
– Wyjdźcie … zostawcie nas samych... - poprosił – A ty medyku naparz ziół....
Tuląc psią głowę, Jerzy wspominał czas spędzony z Kanisem. To był czas miłości, wierności, zabawy i szczęścia. Teraz nadszedł czas rozstania. Czas trudny, ciężki, ołowiany. Gdy medyk zjawił się z kielichem wypełnionym napojem, książę i pies patrzyli sobie w oczy.
– Nie martw się mój panie, czas psi jest krótszy niż czas człowieka. Odchodzę, ale za tęczowym mostem będę na ciebie czekał – mówiły psie oczy.
– Obiecujesz? - zapytały oczy księcia.
– Oczywiście. My psy zawsze dotrzymujemy obietnic. A teraz daj mi ziół, które przeniosą mnie do krainy szczęśliwych psów....
Medyk nalał ziół do psiej miski. Kanis ostatkiem sił wychłeptał napój. Zamknął oczy. Jego oddech uspokoił się. A po chwili zamilkł. Jerzy wyniósł martwego psa z komnaty i zaniósł do książęcego ogrodu. Sam wykopał dół i złożył w nim wiernego towarzysza.
Smutno było księciu, jego rodzinie i służbie bez Kanisa. Jerzemu ciągle wydawało się, że kiedy podjedzie do wrót, zbliży się do krużganku, na spotkanie wybiegnie mu wierny przyjaciel.
– Mam pomysł – powiedziała mu pewnego dnia żona, kiedy po powrocie z polowania, książę miał łzy w oczach, bo tęsknił na psem – Postawmy pomnik.
Zawołano natychmiast nadwornego rzeźbiarza i kazano mu wykonać wizerunek Kanisa. I tak oto wkrótce na zamkowym krużganku stanął niezwykły pomnik. Na postumencie siedział dostojnie pies. Głowę miał dumnie uniesioną, łapy ułożone regularnie wzdłuż ciała. Nieruchome oczy skierowane były w stronę wrót. Od tej pory Jerzy, a potem jego dzieci, a potem ich dzieci, wracając do zamku, głaskały głowę z piaskowca. Ta wydawało się na moment ożywać....
Trwało to blisko dwieście lat. W 1741 roku, podczas wojny, Prusacy ostrzelali z artylerii zamek brzeski. Zniszczono kilka sal, zawaliły się krużganki. Jednak pomnik Kanisa nie ucierpiał. Pruski generał zainteresował się rzeźbą, która oparła się jego armatom. Zabrał ją do swoich posiadłości w inną część Śląska, gdyż wzruszyła go historia wiernego psa. W testamencie generał nakazał postawić pomnik na swoim grobie. Tak też uczyniono. Niestety, władze kościelne uznały, że pies na nagrobku to świętokradztwo...
W tym czasie do majątku rodziny generała przybył Samuel August Zemplin - lekarz z uzdrowiska Szczawno Zdrój. Odkupił rzeźbę i zabrał do siebie, do magnolii i rododendronów, do buków i źródlanej wody... Ale dziś nie ta rzeźba stoi wśród rododendronów... Oryginalny Kanis w 1988 wrócił do odbudowanego zamku w Brzegu. W Szczawnie znajduje się wierna kopia pomnika sprzed prawie pięciuset lat... „ - zakończył swą opowieść Karol May.
– Piękna historia.... Warto ją opisać... - powiedziała Zosia ocierając łzę – Pomoże mi pan?
Nikogo już obok niej nie było...
– Proszę pani – podbiegła do pani bibliotekarki – Gdzie jest ten starszy pan, który tak pięknie opowiadał...
– Tu nikogo nie było Zosiu.... Dokąd tak pędzisz?
– Do domu! Muszę napisać książkę o przyjacielu!

 

"A teraz Kuleczko opowiem ci historię tego pomnika..." czerwiec 2022


Wróć
dodaj komentarz | Komentarze: