sowie

Basket and witches czyli sposób na uratowanie polskiej koszykówki

Ostatnio komentowane
Publikowane na tym serwisie komentarze są tylko i wyłącznie osobistymi opiniami użytkowników. Serwis nie ponosi jakiejkolwiek odpowiedzialności za ich treść. Użytkownik jest świadomy, iż w komentarzach nie może znaleźć się treść zabroniona przez prawo.
Data newsa: 2014-03-18 13:35

Ostatni komentarz: …. Bardziej zwróciłabym uwagę na brudne stopy kobiety, aniżeli na brudna sierść psa.
dodany: 2022.03.30 20:12:36
przez: Diane
czytaj więcej
Data newsa: 2020-10-20 09:42

Ostatni komentarz: super...szkoda, że nie napisałaś jaki kościół w Wałbrzychu. PIsz dalej na na koniec roku książka. ja swoją szykuję na i półeocze...
dodany: 2021.01.18 11:09:17
przez: obba
czytaj więcej
Data newsa: 2013-04-05 13:21

Ostatni komentarz: Świetne...gratuluję...czas na książkę.

dodany: 2021.01.15 08:45:03
przez: adam
czytaj więcej
Data newsa: 2020-10-20 09:40

Ostatni komentarz: Mój tata też należał do ZBOWiD-u. Pełnił tam jakaś funkcję. Wspominal, że do ZBOWiD-u dla korzyści materialnych zapisują się osoby, których w tamtych czasach nie było na świecie. 😊
dodany: 2020.11.14 09:25:09
przez: Bozena
czytaj więcej
Data newsa: 2011-05-15 20:15

Ostatni komentarz: Boże, który mieszkasz w Wałbrzychu.............

Wspaniałe!!!
dodany: 2019.03.20 19:01:12
przez: Darek
czytaj więcej
Data newsa: 2016-09-13 16:01

Ostatni komentarz: Super! Bardzo miło się czyta
dodany: 2017.01.06 22:01:25
przez: Jan
czytaj więcej
Data newsa: 2013-04-05 13:18

Ostatni komentarz: Historia jedna z wielu ale prawdziwa.
Panowie w pewnym wieku szukają
gosposi i pielęgniarki.
dodany: 2015.10.02 15:09:05
przez: stokrotka
czytaj więcej
Mój Górnik - Janusz Krzesiak
2012-01-19 11:51


Wiadomość o Jego śmierci dotarła do mnie ze ...Szwecji. Dopiero potem okazało się, że moi wałbrzyscy znajomi wiedzieli, iż odszedł w październiku. Nie było prasowych wiadomości, nie było nekrologów, nie było uroczystości....Odszedł tak, jak odeszło już wielu... jak odejdzie jeszcze kilku... jak być może my odejdziemy...Po cichu....


Janusz Krzesiak przybył do Górnika z Lublina. Pierwsze punkty dla biało-niebieskich zdobył w sezonie 1968/1969. Od tej pory przez wiele lat był podstawowym zawodnikiem Górnika. Grał z „ósemką”. Przez dwa lata pełnił funkcję kapitana drużyny. To jeden z moich chłopaków, którzy w sezonie 1969/1970 po raz pierwszy awansowali do ekstraklasy. Mimo spadku z grona najlepszych, to był bardzo udany rok dla Janusza. Ówczesna „Trybuna Wałbrzyska” napisała: ”Indywidualnie w przekroju całego sezonu bez wątpienia najlepszym koszykarzem okazał się najskuteczniejszy i wszechstronnie przygotowany technicznie zawodnik zespołu - Janusz Krzesiak (553 pkt). Gracz (...) zajął XII miejsce w lidze biorąc pod uwagę ilość zdobytych punktów.”
Ostatnie punkty dla Górnika zdobył w sezonie 1979/1980. Według internetowej Historii Polskiej Ligi Koszykówki przez sześć lat gry Górnika w ekstraklasie zdobył 2545 punktów. Punktów z ligi niższej – brak.

Pierwszy raz ujrzałam Go oczywiście 3 lutego 1971 rok, kiedy zakochałam się w koszykówce. Był ważnym obiektem moich zainteresowań, wszak najlepszy, wszak kapitan zespołu. Razem z Krysią, koleżanką z podwórka, wyśledziłyśmy, że mieszka na Nowym Mieście, na Ciechocińskiej. Często spacerowałyśmy w okolicach Jego mieszkania (takie sobie paparazzi lat siedemdziesiątych). Szczerze mówiąc nie pamiętam tych wypraw, ale Krystyna ma ją ciągle w pamięci i uśmiecha się wspominając stare, dobre czasy. Kiedy telefonicznie poinformowałam o Jego śmierci, zareagowała bardzo szybko: ”Ach, to ten za którym kiedyś szłyśmy!”. Nigdy nie była na meczu koszykówki, a Janusza, dzięki moim detektywistycznym zapędom, zapamiętała.
Po raz pierwszy rozmawialiśmy prywatnie jesienią 1986. Przyjechałam na kilka dni do rodzinnego miasta i natknęłam się na Janusza w autobusie miejskim. Zaczepiłam Go. Oczywiście, że nie poznał. Wystarczyło jednak podanie nazwiska i wiedział, kim jestem. Podczas tego samego pobytu widzieliśmy się jeszcze na meczu 18 października. Z Hutnikiem Kraków wygraliśmy 84:67. Na parkiecie występowali Reschke, Kozłowski, Krzykała, Wieczorek, Żywarski, Anacko, Buczkowski... Janusz siedział za koszem w jasnych spodniach i ciemnej skórzanej marynarce...Pamiętam? Nie, mam zdjęcie, niestety bardzo słabej jakości...
Kolejne nasze spotkanie nastąpiło w słynnym roku 1988. Kiedy przed kilku laty pisałam wspomnienia o tamtych pięknych chwilach, specjalnie opuściłam bardzo osobiste wspomnienie....Dziś przyszedł na nie czas....
To właśnie razem z Januszem świętowałam zdobycie mistrzostwa Polski przez naszych koszykarzy. Na terenie OSiR-u znaleźliśmy ciche miejsce na spotkanie w przerwie drugiego spotkania. Nakrył nas tam pan Kuster, ale uśmiechnął się i skomentował: „No tak, sławny koszykarz i ta z Łomży....” „Tylko nie z Łomży! Jestem z Wałbrzycha!” – odpowiedziałam oburzona.
Po meczu wróciliśmy w zakamarki hali. Janusz usiadł na starym biurku. Opuścił głowę. „Szkoda, że ja tego nie doczekałem...Ale wiesz co....dobrze, że ty jesteś....byłaś przecież naszym kibicem....to tak jakbym ja zdobył to mistrzostwo....” . W oczach miał łzy. Przez kilka sekund rzeczywiście czułam jakby to moja drużyna z lat siedemdziesiątych została mistrzem Polski. Dzięki temu, że obok mnie był chłopak z tamtych lat.
A potem wróciliśmy na Nowe Miasto. Janusz chciał koniecznie, bym zaszła do jego mieszkania. Dał mi kilka starych, podniszczonych fotografii mojej drużyny. „Weź je. Nie wiem, jaki los czeka je u mnie. U ciebie będą bezpieczne. Uszanujesz je.” Z tonu głosu wyczułam, że coś niedobrego działo się w jego życiu, coś, o czym nie chciał mówić...
Potem spotkałam Go latem 1990 czy 1991 roku. Zamieniliśmy parę sympatycznych słów zamienionych na postoju taksówek przy obecnej pizzerii „Stella” na Nowym Mieście (wówczas „Nowomiejska”).
Ostatni raz usłyszałam Jego głos 30 września 2006 r. podczas Meczu Wspomnień rozegranego z okazji 60 - lecia wałbrzyskiej koszykówki. Janusz figurował w składzie zespołu Górnika. Wymieniano Jego nazwisko na hali, podawano w prasie. Na meczu jednak się nie zjawił. Zadzwoniłam do Niego. Zapytałam, dlaczego nie ma Go razem ze kolegami. Nie potrafił odpowiedzieć.
„Ale ty jesteś?” – dopytywał się cichym głosem, jakby nie wierząc w moje słowa.
„Ja jestem”.
„Tak...Ty zawsze nas bardzo lubiłaś....”.
Tak bardzo....I dlatego właśnie to ja winna jestem Januszowi tych kilka wspomnień...

Po Jego śmierci na http://www.walbrzyszek.com/news,single,init,article,11955 w części „komentarze” pojawił się wpis:
14-10-2011 17:31 | ~J.T.S.T.RESCHKE |
IP: *-dynip.superkabel.de
11.10.2011 (*) JANUSZ KRZESIAK byly wieloletni koszykarz Gornika Walbrzych zakonczyl droge swojego zycia. Wyrazy wspolczucia dla rodziny.

Tadkowi Reschke i jego bliskim dziękuję za pamięć o Januszu Krzesiaku, który tworzył piękną historię naszego „Górnika”.
Na zdjęciach - z numerem osiem kapitan zespołu Janusz Krzesiak.

Na przełomie stycznia i lutego będę w Wałbrzychu. Jeśli ktoś z czytających wie, gdzie pochowany jest Janusz Krzesiak i zechce mi to miejsce wskazać, proszę o kontakt gks1959@wp.pl

 

 


Wróć
dodaj komentarz | Komentarze:

Andrzej Gdynia
2015.03.09 14:08:20
IP: 91.192.89.188
Ten mail dotarł do mnie na pocztę... autor wyraził zgodę na umieszczenie go wśród komentarzy... co tez czynię
„Dzień dobry Pani Grażyno
Przypadkiem natrafiłem w sieci na Pani teksty dotyczące koszykarzy Górnika Wałbrzych z lat 70-tych. Bardzo mnie to zainteresowało, bo wtedy to byli także moi idole. Sam wówczas też byłem kibicem tego klubu, może bardziej piłkarzy niż koszykarzy, z prostego względu - ojciec był zapalonym kibicem kopanej i chcąc nie chcąc ja też nim zostałem. Nie mieszkałem w Wałbrzychu lecz w Boguszowie. Pierwszą wizytę na stadionie na Nowym Mieście zaliczyłem gdzieś w połowie lat 60-tych, oczywiście pod opieką ojca. Wkrótce też chodziliśmy razem na Zagłębie, które akurat awansowało do pierwszej ligi i możliwość obejrzenia znanych z tv piłkarzy Legii i Górnika Zabrze była na tyle nęcąca, że pomimo kibicowania Górnikowi, odwiedzaliśmy też stadion na Ratuszowej.
Na meczach kosza przy Placu Teatralnym regularnie zacząłem bywać dopiero w 1974 roku, gdy poszedłem do liceum na Sobięcinie. Zawodnikami Górnika, których pamiętam, byli wtedy Zenfler, Krzesiak, rozgrywający Domaradzki z charakterystycznie przechyloną głową, Ignaczak i młodzi Zenon Kozłowski oraz przyszła gwiazda Mieczysław Młynarski. Potem doszedł jeszcze Tadeusz Reschke (wydaje mi się że miał dwóch braci też koszykarzy) i Wojciech Krzykała.
Przez całą średnią szkołę regularnie odwiedzałem halę Górnika i stadiony na Nowym Mieście (do góry przez Park Sobieskiego) i na Białym Kamieniu (często pieszo z Sobięcina) Były to naprawdę dla mnie niezapomniane chwile. To brzmi oklepanie, ale te obiekty wtedy żyły na pełny gaz. Widok pełnych trybun dawał niesamowitego kopa, a po bilety na halę ustawiał się potężne kolejki i naprawdę nie dla wszystkich starczało.
W 1978 roku wyjechałem na studia do Trójmiasta i tu pozostaję do dzisiaj. Niemniej jednak przez wiele lat gdy koszykarze Górnika przyjeżdżali na mecze do Wybrzeża byłem tam stałym gościem i jednym z nielicznych ich kibiców.
Pani historia dotycząca spotkań z nieżyjącym Januszem Krzesiakiem wywołała u mnie jakieś reminiscencje, wydaje mi się że był on mężem mojej nauczycielki z podstawówki w Boguszowie?
Cieszę się, że mogłem przeczytać o Pani przeżyciach związanych z Górnikiem, odświeżyłem swoje wspomnienia, zrozumiałem jak tamte rzeczy były dla mnie ważne i jak wiele dla mnie znaczą do dziś.
Serdecznie pozdrawiam
Andrzej Szatkowski Gdynia.”