Władek - Zamknij się! Powiedziałeś wcześniej, że to depresyjna piosenka, a teraz sam ją śpiewasz.
Wiesiek – Bo mi depresyjnie! Niczego już nie ma, wyburzenia, niszczenia, popatrzcie gdzie my jesteśmy. Gruzowisko, olane cegły, nawet porządnego kibla nie ma, musieliśmy sami zaznaczyć teren. A tu była przecież nasza szkoła, nasze osiem lat życia, pierwsze pióro do pisania, pierwszy długopis, pierwszy zeszyt, pierwsze miłości, pierwsze papierosy, pierwsze wagary. Tu wszystko było pierwsze.
Weronika – Wiesz, może to właśnie nasza dolina, do której właśnie dzisiaj uciekliśmy.
A po nocy przychodzi dzień,
A po burzy spokój,
Nagle ptaki budzą mnie
Tłukąc się do okien.
Władek –
Port, to są spotkania kumpli co przed laty
Uwierzyli w Ziemi czarodziejski kształt...
Za marzenia głupie tu się bierze baty,
Któż mógł wiedzieć, że tak mały jest ten świat.
Hej, Johnny Walker, mały jest ten świat.
Hej, Johnny Walker, mały jest ten świat.
Port to są zaklęcia starych kapitanów
Którzy chcą wyruszyć w jeszcze jeden rejs.
Tu żaglowce stare giną na wygnaniu
Wystrzępione wiatrem aż po drzewce rej.
Hej, Johnny Walker, aż po drzewce rej.
Hej, Johnny Walker, aż po drzewce rej.
Wojtek
– A czy wy wiecie, że ja długo nie wiedziałem, kto to ten Walker… Zastanawiałem się co w polskiej piosence robi jakiś Amerykanin…
Weronika
- Nie mamy Walkera, w ogóle to już niewiele mamy… Pusto się robi…
Wiolka
– Ludzi na ulicy już prawie nie ma, autobusów coraz mniej, dorzućcie do ogniska, bo zaczyna gasnąć. A dlaczego my nic nie mówimy o nauczycielach…
Wiesiek
– No, chemicę mieliśmy ekstra. Zawsze można było ją naciągnąć na gadkę o sporcie, bo sama była świetną lekkoatletką.
Wojtek
– Największa laską była taka od polaka i druga od biologii. Biologiczka nosiła krótkie spódniczki. Czy myśmy lubili tych nauczycieli?
Wiolka
– Ale cisza... rzeczywiście jak na stypie. Mało który uczeń lubi nauczycieli, praktycznie żaden ich nie kocha. Taka praca. Mnie też klienci nie kochają.
Władek
– Czasami głupio, że człowiek się z nich nabijał. No to Wiesiek nalewaj, twoja kolej. Za tych nauczycieli, których nie kochaliśmy i już nie pokochamy. Taka sytuacja.
Przeżyj to sam, przeżyj to sam
Nie zamieniaj serca w twardy głaz
Póki jeszcze serce masz!
Wiolka
– Zamknij się! Coś tu niebieskiego mruga.
Weronika
– Jakieś auto… Takie jakieś jasne… Karetka?
Wojtek
– Nikt nie umiera, po co karetka…Może staż pożarna…Ci z tej kamienicy obok pewnie ognisko zobaczyli i wezwali straż.
Władek
– Straż jest czerwona. O rety, ja już wiem! No to mamy przysrane.
Policjant
– Młodszy aspirant Walkowiak. Widzę, że imprezka na wolnym powietrzu, spożywanie alkoholu w miejscu publicznym, stwarzanie zagrożenia pożarowego, zakłócanie ciszy poprzez pijackie śpiewy. Masa wykroczeń szanowni państwo.
Wiesiek
– Oj tam, oj tam, od razu wykroczenia… Alkohol oczywiście był pity, każdy alkomat wykaże, ale właśnie się skończył i z tęsknoty zaśpiewaliśmy piosenkę o whisky.
Młodszy aspirant
– Miłośnicy „Dżemu”?
Władek
– Nie, nie lubię słodyczy, wolę kiełbasę.
Młodszy aspirant
– Ja mówię o piosence grupy Dżem „Whisky moja żono”. Proszę przygotować dokumenty.
Weronika
– Nieporozumienie panie władzo. My śpiewaliśmy o Johnnym Walkerze, taka piosenka Krzysztofa Klenczona z lat siedemdziesiątych. Widać, że pan z innej epoki. O, jeszcze śpiewaliśmy Budkę Suflera - Znowu w życiu mi nie wyszło
Uciec pragnę w wielki sen…
Młodszy aspirant
– Już proszę przestać, to miejsce publiczne, ulica znaczy się. A tak w ogóle co tu państwo robią?
Wiesiek
– Płaczemy. Nad Wałbrzychem, nad sobą, nad tym gruzowiskiem…
Weronika
– Przestań marudo jedna. Fakt, trochę nam nostalgicznie, ale mamy powody. Widzi pan to gruzowisko? Tu była nasza szkoła, stała tyle lat, wojnę przeżyła, nas przeżyła, wojsko tu miało siedzibę i też przeżyła. Dwudziestego pierwszego wieku nie przeżyła. I my dzisiaj robimy jej uroczystą kremację, bo się należy. Tym cegłom się należy, tym belkom stropowym się należy, Nowemu Miastu się należy, wałbrzyskiej ziemi się należy.
Wiolka
– Tyle szkół poszło u nas w zapomnienie, niech przynajmniej jedna ma uczciwy pogrzeb!
Młodszy aspirant
– Wiem, że tu była szkoła. Moi rodzice tu się uczyli.
Wojtek
– Zaraz, zaraz jak się młody nazywasz?
Młodszy aspirant
– Jestem młodszy aspirant Walkowiak.
Władek
– Nie mów, że mama to Wanda, a tata to Włodek….
Młodszy aspirant
– Taaakkkk…. Wanda i Włodek… uczyli się w „czwórce”, chodzili ze sobą…
Wiesiek
- … od szóstej klasy!
Młodszy aspirant
– Tak, wspominają do dziś. Czyżby państwo…
Weronika
– Oni byli w naszej klasie!
Wszyscy
Co u nich słychać? Jak żyją? Gdzie mieszkają? Ile mają dzieci? A wnuki? Mają już wnuki? Szukałam ich przez internet. Pewnie nie lubią internetu. Czy ma ktoś jeszcze coś w butelce? Trzeba to opić. Zakochani się odnaleźli!
Władek
– Ja mam jeszcze trochę. Podstawiać kubki, leję!
Młodszy aspirant
– Proszę państwa, proszę o zachowanie porządku, proszę przestać pić przy policji! Zaraz kolega wezwie posiłki!
Wojtek
– Racja. Posiłek ważna rzecz. Ogóreczka?
Wiesiek
– Wiesz co młody, dzwoń do ojca. Masz pewnie prywatną komórkę oprócz tego radia milicyjnego.
Młodszy aspirant
– Policyjnego, policyjnego. Dobrze, zadzwonię. Tylko proszę się uspokoić, proszę przestać pić i krzyczeć. Tata, słuchaj taka dziwna sprawa. Jestem na patrolu na Piłsudskiego 100… tak, tu gdzie kiedyś stała wasza szkoła. Tu są jacyś ludzie, którzy urządzili pijackie ognisko na gruzowisku szkoły i twierdzą, że chodzili razem z tobą i mamą do tej szkoły, co z niej gruzy pozostały… Dobrze, zaraz zapytam. Tato pyta, jak się nazywacie.
- Wiesiek z Lipca
- Weronika z Ogińskiego
- Władek z Bogusławskiego
- Wiolka ze Świerczewskiego
- Wojtek z Polnej
Znasz ich?.... Ognisko już dogasa i zimno się robi….No dobrze, ale… Chyba oszalałeś! Jeszcze czego! Z pracy mnie wyrzucą za taki numer! …. W porządku. Wolę, żeby mnie z roboty wyrzucili niż ty miałbyś wyrzucić mnie z rodziny…. Co im trzeba? Śpiewali coś o jakim Walkerze, że niby to whisky, że tego im brakuje…. przekażę…na razie. Szanowni państwo, jest tak… tata i mama koniecznie chcą się z państwem spotkać. Zaraz. Mam państwa podrzucić autem na Podzamcze, do Stasia.
Władek
– Jakiego Stasia? Żaden Staś się z nami nie uczył.
Wiesiek
– To taki lokal… Knajpa. Jakim autem?
Młodszy aspirant
– Moim. Policyjnym. Jeśli tego nie zrobię, ojciec wyrzuci mnie z rodziny. Aha, tam będzie Johnny Walker. Proszę zatem zgasić ognisko, a ja pójdę jakoś sprawę wytłumaczyć koledze. Spotykamy się przy samochodzie.
Weronika
– Czas na pożegnanie ze starą budą…Gdzie są chusteczki?
Wiolka
– Ja mam coś jeszcze.
Władek
– Znicz? Dlaczego?
Wiolka
– Część z nas już odeszła, pomyślałam sobie, że tak po prostu trzeba…
Wojtek
– Słyszycie? Ktoś w tej kamienicy włączył Omegę… „Dziewczyna o perłowych włosach”….Hej, ty tam w tym oknie, daj głośniej!
Wiolka od tlącego się ogniska zapala znicz, stawia go na cegłach. Wszyscy chwytają się za ręce, podnoszą do góry dumnie głowy z siwymi włosami i próbują śpiewać, mruczeć przebój ze swojej młodości.
pamięci Kazimierza Sosnkowskiego (1)
utwór nagrodzony III nagrodą w V Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim „O złota gałązkę jabłoni” w Łososinie Dolnej w 2023 roku (w zestawie z utworami „Miłość w sadzie” i „Jabłonka”).
Opowiadanie zostało wyróżnione w Przeglądzie Twórczości Dzieci i Młodzieży (kategoria - dorośli) „Lipa 23” w Bielsku - Białej, ukazało się w wydawnictwie pokonkursowym ISBN 978-83-964598-1-7.
(Pierwsze miejsce w konkursie literackim "Co się może zdarzyć w nowej bibliotece po remoncie?" organizowanym przez Miejską Bibliotekę Publiczną w Szczawnie Zdroju).
Zosia weszła do biblioteki. Wyremontowany budynek, stojący obok legendarnego sanatorium „Dąbrówka” w Szczawnie Zdroju, przyciągał świeżością ścian i magią papierowych książek. Te grzecznie stały na półkach i wyciągały swe strony ku czytelnikowi. Zosia miała wrażenie jakby chciały ją chwycić i porwać w świat drukowanych liter. Lubiła siadać na podłodze pomiędzy półkami i marzyć o życiu ukrytym przed oczyma innych. Pani bibliotekarka znała rozmarzoną dziesięciolatkę i zawsze uśmiechała się na jej widok. Obie czuły to samo, świat książek to ich świat. Tym razem dziewczynka zatrzymała się przy półce z nazwiskami pisarzy na M.
(czyli historia zniknięcia starego zawodu)
(opowiadanie jest wersją autorską tekstu nagrodzonego w konkursie z okazji 100 lecia powstania klubu sportowego Lech Poznań, wydanego przez Wydawnictwo Miejskie Posnania ISBN 978-83-7768-320-0 w 2022 roku)
(czyli historia zniknięcia starego zawodu)
- I jak tu żyć? - zapytał Stary nie wiedząc, że owe pytanie stanie się symbolem epoki, która nadejdzie.
- Może na czas zimy wziąć urlop? - zaproponował Czarny.
- Jaki urlop, jaki urlop! - oburzył się Maniek zwany Białym – Przecież pralka mi się popsuła. Zarabiać muszę.
- Ja chcę się dziewczynie oświadczyć. Najpierw pierścionek, potem wesele jakieś trzeba zrobić... - wymamrotał Młody.
- Idę do kibla, zamówię jeszcze po piwie – rzekła wstając z krzesła Stary.