Sztuka przetrwania (inaczej: surwiwal, ang. survival) - rodzaj aktywności człowieka skierowanej na gromadzenie wiedzy i umiejętności związanych z przetrwaniem w warunkach ekstremalnych.Występuje w trzech odmianach: zielony, miejski i militarny.
Mój pobyt na obozie survivalowym w Łańcucie, zwanym dla zmyłki (element survivalu militarnego - utajnienie zadań) - V Ogólnopolski Turniej Klubów Kibica w Koszykówce rozpoczął się od równie tajnej informacji taksówkarza wiozącego mnie z dworca do miejsca zakwaterowania: "Uwaga! Grasują podejrzane elementy. Opanowały skwer w środku miasta. Krzyczały. Zniknęły w czeluściach budynku PTTK". Wiadomość przyjęłam, nie zdradziłam, iż też jestem podobnym elementem, tworzącym całość nazwaną kibicami. Jak poinformował mnie jeden z wtajemniczonych, do zacnego miasteczka Łańcut przybywają głównie poważni miłośnicy zabytków, survivalowców tutejsi widzę bardzo rzadko, stąd też reakcją jest szok.
Zajęcia na obozie rozpoczęły się w piątek 20 czerwca o nieustalonym czasie, gdyż uczestnicy przybywali do późnych godzin nocnych. Przez kolejne 48 godzin poddawani byli intensywnemu szkoleniu zawierającemu elementy każdej odmiany sztuki przetrwania.
Survival zielony - celem jest nabycie i utrzymanie umiejętności pozwalających na samowystarczalną egzystencję w warunkach przebywania poza cywilizacją. Istnieje tu duży związek z naturą.
Życie uczestników obozu ograniczało się do przebywania w dwóch miejscach: budynku PTTK i hali sportowej OSiR w Łańcucie. Była też trasa wiodąca między tymi miejscami, bardzo trudna do przebycia. Niektórzy zostali z niej usunięci ze względu na przenoszenie otwartych butelek z zakazanymi napisami. Słowem przebywano poza cywilizacja ogólną, w ścisłym kontakcie z naturą, bo natury kibica nie oszukasz. O ile jednak zwykły mecz to kwestia dwóch, trzech godzin, to już przebywanie w naturalnym środowisku kibicowskim dwa dni, jest prawdziwą sztuka przetrwania. Trzeba być gotowym np. na bezsenne noce, dawkę decybeli przekraczającą normę i na sex z pewnym klubem (co prawda tylko w warstwie ekstra werbalnej czyli krzyczanej, ale jednak…). Największym przyjacielem w takich warunkach jest Leszek Chmielewski, ukochanym zwierzątkiem żubr, a najbardziej upragnionym regionem Polski - Tyskie. Kibic, który przejdzie szkolenie w Łańcucie, bez trudu poradzi sobie w przypadku każdej klęski lub zagrożenia.
Celem survivalu miejskiego jest działanie samowystarczalne w warunkach metropolii, a więc szukania możliwości przetrwania w zagęszczeniu uwarunkowań społecznych. Ten rodzaj survivalu stawia nacisk na doświadczanie własnych możliwości i elementy poznawcze.
Zagęszczone warunki społeczne bezsprzecznie były w łańcuckim PTTK-u (tak dla przypomnienia - budynek dawnego kościoła i klasztoru) . Zdarzało się, że w pomieszczeniu przeznaczonym na 3-4 osoby przebywało ich 20. Prawdziwym wyzwaniem było również życie w pokoju 8-10 osobowym ( tu mamy element szkolenia militarnego dla współczesnej młodzieży, która nie wie, co to zasadnicza służba wojskowa). Dzięki takiemu zagęszczeniu wszyscy wszystkich dokładnie poznali.
Budynek posiada cenny dziedziniec, na którym w ramach szkolenia odbył się koncert muzyki współczesnej i poezji śpiewanej, zwanej po prostu rapem. Ten rodzaj sztuki znakomicie oddawał klimat obozu. Na scenie rapowali prawdziwi mężczyźni, a gwiazdą wieczoru był Klemens i jego „Kociołek Panoramiksa”. Pod sceną bujali się wszyscy, z niżej podpisaną łącznie. Inne kociołki też gdzieś krążyły, ale ich zawartość nie jest mi znana. Z okna szacownego budynku odpalono nawet racę, co wzbudziło aplauz raperów i panikę obsługi PTTK-u. Niesłusznie zresztą, gdyż był to odpał kontrolowany, co uwieczniła kamera filmująca imprezę. W czasach tajnych podsłuchów i afer kelnerskich uczestnicy survivalu „Łańcut” nie mieli nic do ukrycia, a hasło „Co w Łańcucie było, w Łańcucie pozostaje” zintegrowało kibicowką społeczność.
Przejdźmy teraz do survivalu militarnego, najważniejszego podczas obozu - celem jest nabycie i utrzymanie umiejętności pozwalających na zachowanie sprawności i życia dla wykonania ustalonego zadania. Tym zadaniem było rozegranie meczów koszykówki. Ileż trzeba było samozaparcia, żeby wejść na boisko, żeby w obliczy znacznie silniejszego rywala stanąć na parkiecie i podjąć próbę rzutu do kosza, żeby w imię ukochanego klubu walczyć o zwycięstwo. Pełna mobilizacja, mimo nocnego szkolenia, sprawiła, że wszystkie mecze wszystkie drużyny rozegrały w pełnym składzie. To w przepięknej, pełnej zieleni łańcuckiej hali sportowej działy się sprawy równie piękne. Oto ktoś po raz pierwszy w życiu trafił do kosza, oto pierwsze zwycięstwo, oto radość z uczestnictwa i wiwaty dla zwycięzcy. Prawdziwa olimpijska postawa godna barona Pierre de Coubertina. Chcesz zobaczyć prawdziwa sportową mobilizację? Przyjedź do Łańcuta!
Oto dyskretny uśmiech głównego organizatora i jego kumpli. Po raz piąty udało się zgromadzić w Łańcucie miłośników koszykówki, zrobić imprezę, podczas której zabawa łączy się z survivalem, a kibice z różnych stron Polski jednoczą się w imię miłości do koszykówki.
Kto przeżył survival w Łańcucie, będzie żył szczęśliwie nadal!
Kto w Łańcucie uścisnął dłoń drugiemu kibicowi, wie, że ma braci ( i siostry lub ciocie) w wielu częściach Polski.
Polpharma Starogard Gdański
Pogoń Ruda Śląska
Anwil Włocławek
Znicz Jarosław
Stal Ostrów Wielkopolski
Sokół Łańcut
Górnik Wałbrzych - to miejsca i ludzie zbratani węzłem braterstwa, przyjaźni i trudów survivalowego szkolenia.
Wiem, że tam mogę liczyć na koszykarską rodzinę - Grażyna Kulesza Szypulska.
pamięci Kazimierza Sosnkowskiego (1)
utwór nagrodzony III nagrodą w V Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim „O złota gałązkę jabłoni” w Łososinie Dolnej w 2023 roku (w zestawie z utworami „Miłość w sadzie” i „Jabłonka”).
Opowiadanie zostało wyróżnione w Przeglądzie Twórczości Dzieci i Młodzieży (kategoria - dorośli) „Lipa 23” w Bielsku - Białej, ukazało się w wydawnictwie pokonkursowym ISBN 978-83-964598-1-7.
(Pierwsze miejsce w konkursie literackim "Co się może zdarzyć w nowej bibliotece po remoncie?" organizowanym przez Miejską Bibliotekę Publiczną w Szczawnie Zdroju).
Zosia weszła do biblioteki. Wyremontowany budynek, stojący obok legendarnego sanatorium „Dąbrówka” w Szczawnie Zdroju, przyciągał świeżością ścian i magią papierowych książek. Te grzecznie stały na półkach i wyciągały swe strony ku czytelnikowi. Zosia miała wrażenie jakby chciały ją chwycić i porwać w świat drukowanych liter. Lubiła siadać na podłodze pomiędzy półkami i marzyć o życiu ukrytym przed oczyma innych. Pani bibliotekarka znała rozmarzoną dziesięciolatkę i zawsze uśmiechała się na jej widok. Obie czuły to samo, świat książek to ich świat. Tym razem dziewczynka zatrzymała się przy półce z nazwiskami pisarzy na M.
(czyli historia zniknięcia starego zawodu)
(opowiadanie jest wersją autorską tekstu nagrodzonego w konkursie z okazji 100 lecia powstania klubu sportowego Lech Poznań, wydanego przez Wydawnictwo Miejskie Posnania ISBN 978-83-7768-320-0 w 2022 roku)
(czyli historia zniknięcia starego zawodu)
- I jak tu żyć? - zapytał Stary nie wiedząc, że owe pytanie stanie się symbolem epoki, która nadejdzie.
- Może na czas zimy wziąć urlop? - zaproponował Czarny.
- Jaki urlop, jaki urlop! - oburzył się Maniek zwany Białym – Przecież pralka mi się popsuła. Zarabiać muszę.
- Ja chcę się dziewczynie oświadczyć. Najpierw pierścionek, potem wesele jakieś trzeba zrobić... - wymamrotał Młody.
- Idę do kibla, zamówię jeszcze po piwie – rzekła wstając z krzesła Stary.