Mirek urodził się w miejscowości Mężenin, leżącej przy trasie Zambrów – Białystok. Był pierwszym dzieckiem pomocnika sekretarza gminy w Rutkach. Rodzice pochodzili ze szlacheckich rodów. Powodziło się im bardzo dobrze. Matka zajmowała się wychowaniem synów, ojciec – przedstawiciel inteligencji zarabiał na tyle dużo, by zapewnić dobry byt swym najbliższym. W domu była jeszcze gosposia. Z zachowanych zdjęć patrzą na nas dostojne panie w najmodniejszych strojach na majówkach, elegancko ubrani panowie uśmiechają się do swych znajomych. Towarzyszą im dzieci w białych koronkach. Pełen szpan lat 30-tych.
Tak więc Mirek rósł wraz z młodszym bratem pod czujnym okiem rodziców. Ojciec awansował. W lipcu 1939 roku został sekretarzem zarządu miejskiego w Jedwabnem. Większa pensja, większa gmina. Szansa na lepsze życie. Brutalnie przerwana. Wybucha wojna.
Mirek ma 9 lat i obserwuje. Najpierw bitwa na linii Narwi, potem wkroczenie wojsk niemieckich, a 17 września – Armii Czerwonej na tereny Polski wschodniej. Rozpoczyna się czas strachu. Docierają do niego strzępy różnych informacji. Cała rodzina przeżywa dwa lata okupacji sowieckiej. Nikt nie zostaje aresztowany, ani wywieziony w głąb Rosji. I nagle szok. 21 czerwca 1941 transportem z Czerwonego Boru zostaje wywieziona ciocia Mirka - rodzona siostra jego ojca. Wraz z nią dobrowolnie do bydlęcego wagonu wsiada brat Henryk. Nie chce zostawiać młodej dziewczyny samej. Na strzępach papieru, kopiowym ołówkiem ludzie z transportu piszą wiadomości do najbliższych i rzucają na peron. Kiedy pociąg odjeżdża, okoliczna ludność zbiera bezcenne kartki i roznosi je w ciągu kilku dni adresatom. Taka kartka trafia do Mirka i jego rodziny. Rozpacz. Wszyscy już wiedzą, że Hitler napadł na Stalina. Wojska radzieckie wycofują się, powraca okupant niemiecki. A ostatni transport z Czerwonego Boru zmierza wśród bomb na Syberię....
Rodzice Mirka szybko zaangażowali się w ruch oporu. Należeli do Armii Krajowej. Do przenoszenia meldunków wykorzystywali Mirka. Ten nie do końca zdawał sobie sprawę z działalności swojej i rodziców. Do czasu.
Na rodzinę spadł kolejny cios. Prawdopodobnie w wyniku zdrady ojciec Mirka został aresztowany przez gestapo (brak daty), a następnie wywieziony do Lublina, do obozu na Majdanku....W 1943 do domu nadeszło oficjalne powiadomienie o jego śmierci. Zmarł 13 października.
Synowie zostali bez ojca, żona bez męża. Życie stało się przeraźliwie trudne. Nikogo nie cieszyło nadejście Armii Czerwonej i przegnanie Niemców...
Dalsze losy Mirka, jego brata i matki owiane są nutą tajemnicy. W dzisiejszych czasach najprościej byłoby powiedzieć, że dotknęły rodzinę represje polityczne. Mirek znalazł się nawet w więzieniu w Białymstoku, które opuścił w wyniku amnestii 4 marca 1947. Jego matka „uczyniła zadość warunkom przewidzianym w art.2 Ustawy z dn. 22 lutego 1947 r. o amnestii i korzysta z niej”. Zaświadczenie o tym wydał Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa Publicznego w Gdańsku....Ale gdyby polityka była przyczyną zmiany miejsca zamieszkania, mówiono by o tym w rodzinnym kręgu nieco więcej. Tymczasem na ten temat panowała totalna amnezja. Co zatem robiła rodzina w 1946 r. w Gdańsku? Plotki, plotki, plotki rodzinne.... I dlaczego znalazła się z synami w Wałbrzychu? Może dlatego, że najdalej? Wśród dokumentów rodzinnych jest zawiadomienie o przyznaniu synom renty po ojcu, potem o jej odebraniu, jest zeznanie świadków potwierdzających, iż rodzina zamieszkiwała okolice Zambrowa. Wszystko niejasne i dziwne...
Z tamtych czasów pochodzi jedna z ciekawszych i tajemniczych rodzinnych opowieści. Otóż Mirek nie był w wojsku. Otrzymał co prawda powołanie, stawił się w Wałbrzychu na miejsce zbiórki. Po niecałej dobie nowych poborowych zebrano na korytarzu i zapytano: ”Czy ktoś chce złożyć reklamacje”. Zgłosił się Mirek. Kazano mu zabrać rzeczy i wypuszczono do domu. Nigdy potem wojsko się po niego nie zgłosiło. Co mówią rodzinne plotki? Matka załatwiła. Jak? Pozostało to jej tajemnicą.
Powodem do późniejszej dumy całej rodziny, była znajomość z Lidią Korsakówną, gwiazdą pierwszego polskiego kolorowego filmu „Przygoda na Mariensztacie”. Była w tej samej drużynie harcerskiej, w której był brat Mirka.
Do kina na film poszła cała rodzina.
Pierwszym miejscem, w którym w 1947 r. zamieszkała samotna matka z synami był budynek na Sobięcinie przy ulicy Moniuszki . Potem nastąpiła przeprowadzka na Chałubińskiego. Wykształcona (ukończone przedwojenne gimnazjum) kobieta została zatrudniona w biurze, w instytucji pod nazwą „Gar - Tlen” (później „Wałbrzyska Wytwórnia Gazów Technicznych”, a jeszcze potem „Gazy Techniczne) przy Lubelskiej. W legitymacji tymczasowej „Ubezpieczalni Społecznej” w rubryce – kiedy ubezpieczony rozpoczął pracę – widnieje data 1947.14.XI. Tam też mama Mirka pracowała do emerytury, czyli do 1968 r.
Mirosław uczęszczał do szkoły – Państwowego Liceum Administracyjno – Handlowego pierwszego stopnia dla pracujących – które ukończył 23 czerwca 1952 r. Rodzinne archiwum informuje, iż 6 sierpnia 1947 roku Mirek rozpoczął pracę, (według karty wypłat z 1949 wydanej przez Biuro Ewidencji Ruchu Załogi w „Elektrowni Victoria”). Wcześniejsze dokumenty „Książka węglowa”, „Dowód pracy – Książeczka wypłat” wystawione są natomiast przez Biuro Meldunkowe Kopalni Victoria w Węglewie.
Kolejne miejsce pracy Mirka to kopalnia „Thorez” (11.09.1949 do 7.12.1950 jako górnik), a od 15 grudnia 1950 r do 31 października 1974 kopalnia „Bolesław Chrobry”, późniejsza „Wałbrzych”. Tym razem Mirosław został rachmistrzem i na stanowisku pracownika biurowego awansował na kolejne stopnie wtajemniczenia biurowego.
Niestety, przeszłość dawała znać o sobie. Nie, nie w formie represji politycznych. Samotna matka ciągle nie mogła się pogodzić z utratą społecznego statusu damy, z brakiem gosposi i utrudnieniami powojennego życia...
Na szczęście podobnie jak większość młodzieży Mirek zajmował się nie tylko pracą. Zainteresował się sportem i został najpierw kibicem, potem działaczem Klubu Sportowego „Górnik”. I to, co najzwyklejsze u młodych mężczyzn – dziewczęta. Oj podrywała się, podrywało! Wspólnikiem w tym był kolega ze szkolnej ławy, pracownik „Krzysztofa”. Razem chodzili na piwo i na dziewczyny. Nie wiadomo skąd dowiedzieli się o panienkach z międzymiastowej. Były bardzo tajemnicze. Nikt ich nie widział, usłyszeć mógł każdy. Zaczęły się telefoniczne zabawy – wykręcanie numeru międzymiastowej i próby nawiązania rozmowy. Szczególnie jeden głos utkwił Mirkowi w pamięci. Zapamiętał numer służbowy i podejmował próby umówienia się z jego właścicielką...
pamięci Kazimierza Sosnkowskiego (1)
utwór nagrodzony III nagrodą w V Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim „O złota gałązkę jabłoni” w Łososinie Dolnej w 2023 roku (w zestawie z utworami „Miłość w sadzie” i „Jabłonka”).
Opowiadanie zostało wyróżnione w Przeglądzie Twórczości Dzieci i Młodzieży (kategoria - dorośli) „Lipa 23” w Bielsku - Białej, ukazało się w wydawnictwie pokonkursowym ISBN 978-83-964598-1-7.
(Pierwsze miejsce w konkursie literackim "Co się może zdarzyć w nowej bibliotece po remoncie?" organizowanym przez Miejską Bibliotekę Publiczną w Szczawnie Zdroju).
Zosia weszła do biblioteki. Wyremontowany budynek, stojący obok legendarnego sanatorium „Dąbrówka” w Szczawnie Zdroju, przyciągał świeżością ścian i magią papierowych książek. Te grzecznie stały na półkach i wyciągały swe strony ku czytelnikowi. Zosia miała wrażenie jakby chciały ją chwycić i porwać w świat drukowanych liter. Lubiła siadać na podłodze pomiędzy półkami i marzyć o życiu ukrytym przed oczyma innych. Pani bibliotekarka znała rozmarzoną dziesięciolatkę i zawsze uśmiechała się na jej widok. Obie czuły to samo, świat książek to ich świat. Tym razem dziewczynka zatrzymała się przy półce z nazwiskami pisarzy na M.
(czyli historia zniknięcia starego zawodu)
(opowiadanie jest wersją autorską tekstu nagrodzonego w konkursie z okazji 100 lecia powstania klubu sportowego Lech Poznań, wydanego przez Wydawnictwo Miejskie Posnania ISBN 978-83-7768-320-0 w 2022 roku)
(czyli historia zniknięcia starego zawodu)
- I jak tu żyć? - zapytał Stary nie wiedząc, że owe pytanie stanie się symbolem epoki, która nadejdzie.
- Może na czas zimy wziąć urlop? - zaproponował Czarny.
- Jaki urlop, jaki urlop! - oburzył się Maniek zwany Białym – Przecież pralka mi się popsuła. Zarabiać muszę.
- Ja chcę się dziewczynie oświadczyć. Najpierw pierścionek, potem wesele jakieś trzeba zrobić... - wymamrotał Młody.
- Idę do kibla, zamówię jeszcze po piwie – rzekła wstając z krzesła Stary.